2016/05/31

lost me / 10

Minęło ponad pięć miesięcy odkąd pojawiłam się tutaj ostatni raz. Praca fille au pair nie sprzyja pisaniu ani wymyślaniu nowych historii, więc zazwyczaj należy wpakować się w mały dramat i wtedy wszystko przychodzi jak za pstryknięciem i równie szybko odchodzi. Jako że brakuje mi życiowych dramatów, moje próby pisania spełzają na niczym i mogę jedynie liczyć na dobry film a czasami jakąś konkretną piosenkę. Okoliczności powstania tego fragmentu są komiczne, choć sam tekst z komizmu nie ma właściwie nic. Jak zapewne zauważycie, nie dokończyłam tej historii, bowiem zwyczajnie wypaliłam się gdzieś na końcu, a uczucia towarzyszące mi przy tworzeniu ulotniły się zadziwiająco szybko. 
Cóż, nie żałuję. 
Szane na kontynuację dzieła zostały więc zażegnane i nie jest mi z tego powodu przykro. Niektóre historie nie powinny być kontynuowane (tak, te prawdziwe też) i to jest właśnie jedna z nich. 
Sama historia to dużo dramatu, trudnych uczuć, podobnych decyzji i odrobina rozpaczy. Myślę, że niczym tu nie zaskoczę i nie wprawię nikogo w osłupienie. Z czystym sumieniem mówię, że tekst ten jest zwyczajnym podpisem i zapewne ci, którzy mają rozeznanie w mojej tagikomicznej twórczności, zauważą mój pisarski rys. 
Pozostaje mi jedynie życzyć udanej lektury i mieć nadzieję, że pojawię się tu szybciej niż za pięć miesięcy.

2015/12/26

salut / 09

nie było mnie tu tak długo, że możnaby uznać, że porzuciłam i pomysł, i samego bloga. cóż, nie zapomniałam, ale ostatnimi czasy nie mam ani czasu na zajmowanie się dodatkowymi historiami ani na przeglądanie tych starych. właściwie czekałam na przypływ jakiegoś uczucia, niemal że szaleństwa, ale niestety nie doczekałam się tego przez minione cztery miesiące. nie wiem czy dostąpię jeszcze kiedykolwiek tego, co spotkało mnie przy 'je te manque parfois?'. jednakowoż muszę żyć dalej. może któregoś dnia spłynie na mnie natchnienie, które zaowocuje powieścią na miarę jakiejś nagrody literackiej. 
dobra. koniec pieprzenia głupot.
to, co Wam poniżej przdstawiam pretendowało niemal do tej samej rangi uczuć, jakie towarzyszyły mi podczas pisania mojej ostatniej jednoczęściówki. jednak wypaliłam się już na samym starcie, więc moje nadzieje spłonęły w morzu niedowierzania i prawdopodobnie wina. historia nie jest skomplikowana. pewnie przypomina te inne, ale nie byłabym sobą, gdybym nie podzieliła się tym co z siebie wydobyłam podczas trzydniowej sesji. 
czasami mi zwyczajnie smutno z powodu tych opowiadań, których nie jestem w stanie zakończyć. do tej historii jestem w jakiś dziwny sposób przywiązania, no ale cóż. czasami zwyczajnie wiadomo, że pomimo wielkich uczuć, nie da się już nic zbudować.
z drugiej strony w głębi serca liczę, że któregoś dnia dokończę tę historię. i pomimo wszystko uważam, że gdzieś między wersami czai się potencjał tego opowiadania, choć zapewne nie jest to materiał na nic dłuższego.
pozostawiam więc Was z tym fragmentem, mając nadzieję, że choć na chwilę pozwolę Wam zapomnieć o codzienności.

//

Salut, c’est encore moi
Salut, comment tu vas ?

Z końca korytarza dobiegało nieznośne pukanie, które narastało z każdą mijaną sekundą. Przez chwilę ignorowała ten uporczywy dźwięk, by po kilku westchnięciach wstać z fotela i doczłapać do drzwi. W międzyczasie spojrzała za zegar, którego czarne, nieco ekscentryczne wskazówki chyliły się ku północy. Kolejne uderzenie wybudziło ją z letargu, powodując irytację. Nie spodziewała się gości. Tym bardziej o tej godzinie. Postanowiła jednak, że zerknie przez małą dziurkę, by dowiedzieć się kto ją niepokoi o tak później porze. Jej lista była krótka; pośród imienia siostry, kuzynki i przyjaciółki, odnajdywała jeszcze Amelię z zajęć i Brigitte z kursu malarskiego. Chociaż nie miała zielonego pojęcia, dlaczego miałyby się u niej zjawić bez wcześniejszej wiadomości. W ostateczności mogła również spodziewać się jakiegoś żebraka, który okazjonalnie dostał się na ich klatkę. W takim przypadku nie miała zamiaru wyściubiać nosa na zewnątrz. Przysunęła twarz do otworu, przyglądając się człowiekowi stojącemu zza ścianą. Ciemne, opadające na kark włosy przysłoniły twarz przybywającego. Jego dłoń ponownie przybliżyła się do drewna, pukając delikatnie. Kiedy mężczyzna poprawił zakrywające oblicze kosmyki, ujrzała jego twarz. Nieco chudszą i zakrytą kilkudniowym zarostem, jednak miała pewność, że to on. Po dwóch latach Maxime Maurice wrócił. Niczym bumerang. Wahała się, czy mu otworzyć. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Zanim ponownie w mieszkaniu rozbrzmiał naglący dźwięk zniecierpliwienia przybysza, przekręciła klucz i stanęła naprzeciw niego. Uśmiechnął się, ukazując rząd białych, równych zębów. Nadal był tak samo olśniewający, przystojny i pewny siebie. Miniony czas niewiele w nim zmienił.

2015/08/19

je te manque parfois ? / 08

Czekałam na ten dzień długo. Choć długo w moim przypadku to pojęcie względne. 
Pomysł na fabułę narodził się niespodziewanie. Nigdy nie planowałam tego opowiadania. Choć tęskniłam za tego typu tworami. 
Pomysł narodził się podczas czytania mangi Nana, w której po prostu się zakochałam. Do dzisiaj odczuwam tęsknotę za jej bohaterami i przeżywam każdą podjętą przez nich decyzję. Musiałam jakoś to odreagować i napisać cokolwiek, co pozwoliłoby mi oczyścić się z tych dziwnych emocji. Myślę, że to opowiadanie spełniło swoją rolę. Już od bardzo dawna nie byłam tak zaangażowana w pisarskie przedsięwzięcie. Każdej nocy siedziałam przed laptopem, poświęcając czas przeznaczony dla withnobody albo niebieskiego października. Z mojej strony mogę powiedzieć, że było warto. Nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej przy tych bohaterach. Gdyby nie awaria laptopa pewnie moja praca zakończyłaby się wcześniej, ale koniec końców każdy potrzebuje urlopu. 
Właściwie napisałam to opowiadanie dla siebie. Długo zastanawiałam się, czy powinnam je publikować, ale myślę, że to w niczym mi nie przeszkodzi, a może nawet zadowoli kilka osób. Wiedziałam, że muszę skończyć tę historię, bo inaczej nie ruszyłabym z innymi tekstami. Będę prawdziwie szczęśliwa jeśli Wam również to opowiadanie przypadnie do gustu. A tak na marginesie, to mam wrażenie, że przez ten rok, od kiedy na nowo  zaczęłam pisać, czekałam na taki przypływ natchnienia. Pisanie tej historii było czystą magią. 
Pozostaje mi w końcu się zamknąć i pozwolić czytać. Jednak niezależnie od tego, jakie złe może to się okazać, to czerpię ogromną satysfakcję ze swojej pracy. Pierwszy raz od pół roku. Już wydawało mi się, że wypaliłam się pisarsko i nagle doznałam olśnienia. I chyba też z tego powodu podchodzę do tego opowiadania niezwykle osobiście.  
Z racji tego, że to opowiadanie całościowe i jest długie na swój sposób, pozostaje mi życzyć powodzenia i wytrwałości. Po cichu liczę, że nikt nie zaśnie przed komputerem/laptopem/telefonem. Wątpię, by przez najbliższe dwa miesiące coś się tu pojawiło więcej, więc można to traktować jako swego rodzaju rekompensatę. 

No to tyle, zapraszam! 

2015/07/20

la nostra infinita / 07

Nadeszła naprawdę wiekopomna chwila, bowiem zawsze mi się wydawało, że wydam ten prolog pod nieco inną postacią (choć wydam to za duże słowo, być może lepsze byłoby opublikuję). To był i prawdopodobnie nadal jest, najważniejszy projekt w mojej pisarskiej karierze (bardzo ładne słowo swoją drogą), z którego jestem po prostu dumna. Cała fabuła została przemyślana i znalazła uznanie u innych, ale najwyraźniej ja nie jestem gotowa na taki krok. Czasami odnoszę wrażenie, że ta historia nie jest stracona i nadejdzie moment w moim życiu, kiedy zasiądę przez komputerem i napiszę ją w taki sposób, w jaki zawsze chciałam napisać powieść. Jednak ten dzień, póki co, nie nadszedł, a ja chcę się podzielić ze światem tym dwuletnim prologiem. 
Jest to prolog, który wprowadza nas do świata seryjnego mordercy, który zabijał przede wszystkim z miłości i tęsknoty za tą jedyną kobietą, czyli tematyka pasująca do mnie i moich literackich zainteresowań. Nie jest już chyba tajemnicą (albo jest?), że moja praca licencjacka dotyczyła typów morderców i ich motywów postępowania (uwzględniające silnie wpływy kobiece), dlatego też powracam nieustanie myślami do tego projektu. Nie wiem, czy jest tu osoba, która zna twórczość Grangé, jednakże chciałabym zaznaczyć, że moja mroczna twórczość (a nie jest jej zbyt wiele) inspirowana jest przede wszystkim jego powieściami. I jak łatwo się domyślić, mój licencjat z literatury dotyczył jednej z jego książek (gorąco polecam Czarną linię tak na marginesie).
W temacie tego fragmentu (fragmenciku raczej) to chyba tyle. Gdyby pojawiły się jakiekolwiek pytania, wątpliwości czy cokolwiek innego, jestem do Waszej dyspozycji. 

2015/03/04

one step closer / 06

Pobiegłam w marzeniach dalej niż pozwalała mi na to siła. Charlie Delta Charlie pozostaje pomysłem zawieszonym. Nie bez przyczyny w końcu pojawił się tutaj - w miejscu zagubionych fragmentów. Druga część oczywiście uśmiecha się do mnie w wordzie, ale wątpę, by na dzień dzisiejszy mogła tu zawisnąć. Liczę, że nadejdzie dzień, kiedy pomysł ten dojrzeje i go dokończę. Zapewniam więc gorliwie, że dwójka i trójka zostaną kiedyś opublikowane. Ale nie teraz ani pewnie nie za miesiąc. Bardzo nie lubię zawodzić samej siebie, ale chyba tak to już bywa w moim życiu. Dla tych którzy czekali - bardzo przepraszam, dla tych którzy byli znudzeni - przybywam z nowością.

Choć to nie taka nowość. Opowiadanie o studentce - Michalinie, czyli pierwsza historia, której akcja toczy się w Polsce - w Toruniu. Jednakże sprzątając dzisiaj pokój zrozumiałam, że nigdy nie dojdzie do kontynuacji. Pomyślałam więc, że skoro decyzja została już podjęta to najwyższa pora by dodać ją tutaj - mojej skrabincy umarłych pomysłów. Fabuła jest banalna, właściwie podobna do większości innych moich opowiadań. Niespełnione miłości, wyjazdy i rozpacz. Zdaję sobie sprawę, że to co znajduje się poniżej niewiele Wam powie, ale taka to już rola prologów. Pierwszy rozdział miał być pierwszym dniem rozpoczęcia studiów głównej bohaterki. Uznałam jednak, że to opowiadanie nie różniłoby się (oprócz miejsca) od moich innych historii, więc nie ma sensu dalej tego kontynuować. Sama chyba mam już dość takich rozwiązań, więc pozostaje mi liczyć, że którgoś pięknego dnia w mym umyśle narodzi się niesłychanie oryginalna fabuła. Póki co pozostawiam Was z tym oto krótkim fragmentem. 

//


Zobaczyła go siedzącego na schodach przed klatką. Wyglądał na załamanego i zarazem zadowolonego, że to co najtrudniejsze ma już za sobą. Niewiele myśląc, podeszła i usiadła obok. Dłuższy czas milczeli, wsłuchując się w hałas ulicy. 
    - Powiedziałeś jej? - zapytała, nie mogąc znieść jego przepełnionego bólem wyrazu twarzy. Zawsze dziwiła się wszystkim tym dziewczynom, które w stosunku do niego były zwyczajnie obojętne. Ona nie mogła. Mikołaj Bielecki posiadał wszystko to, o czym dziewczyna w jej wieku mogła marzyć, a jednak mimo to nie miał szczęścia w miłości. Chłopak pokiwał głową, potwierdzając jej obawy. 
    - Najwyraźniej nie była tą jedyną. Masz czas. 
Szatyn prychnął głośno, wykręcając się w jej stronę. W jego oczach dostrzegła gniew i niewielką ilość dezaprobaty. 
- Jak ty nic nie rozumiesz! - wybuchnął - być może w twoim wieku czeka się na tego jedynego, ale tu nie o to chodzi! Idź gdzieś indziej ze swoim naiwnym myśleniem - mruknął jeszcze, wprawiając ją w nie lada osłupienie. Nie do końca rozumiejąc jego nagły wybuch złości, próbowała wytłumaczyć mu swój zawiły tok rozumowania, jednak zdało się to na nic. Ciągle mówił coś pod nosem, od czasu do czasu miotając jakimiś przekleństwami. Na moment skuliła się w sobie, słabo odpierając jego coraz bardziej natarczywe ataki. 

2015/01/22

Delta Charlie Delta / 05-1

Od strony technicznej -  będzie to opowiadanie trzyczęściowe. Początkowo chciałam, by pojawiały się one w odstępach cotygodniowych, jednak zważywszy na okoliczności sądzę, że przerwa będzie ruchoma. Myślę, że jest to z korzyścią dla osób czytających jak i mnie samej. Nadal pracuję nad zakończeniem dwójki i stworzeniem trójki.
Tytuł nawiązuje do kodu policyjnego we Francji - DELTA CHARLIE DELTA (décédé - zgon) używanego podczas zgonu na miejscu wezwania. Niestety nie mam pojęcia, czy ten sam obowiązuje w Polsce. Główną inspiracjami są filmy Les Chansons d'Amour oraz La Belle Personne, które to swoją drogą polecam miłośnikom smutnego kina oraz fontanna cosmopolis w Toruniu.
Trudno mi napisać cokolwiek. Ostatnio jestem emocjonalnie zniszczona i prawdopodobnie dzięki temu miałam niebywałą szansę napisać tą właśnie historię. Pomysł narodził się już w czerwcu, kiedy siedziałam przy fontannie w nocy a reszta dopełniła się listopadowego południa, kiedy to postanowiłam bliżej poznać Louisa Garrela. Tamtego pięknego dnia obejrzałam dwa skrajnie przejmujące filmy (patrz pierwszy akapit) i postanowiłam stworzyć coś nazbyt emocjonalnego, przepełnionego nadzieją i smutną prawdą o życiu.
 No cóż, słaba zachęta, aczkolwiek to cała ja - dramaty, łzy i smutek w każdym przejawie artyzmu są moim chlebem powszednim. Jest to dla mnie ta część mojej twórczości, która odgrywa niesłychanie ważną rolę w moim pisarskim dojrzewaniu.
Dziękuję  za każdy przejaw zainteresowania. W razie pytań doskonale wiecie, gdzie mnie szukać :)



Delta Charlie Delta

CZĘŚĆ I

SPOTKANIE


Ce cœur qui bat, pour qui, pourquoi 
Qui bat trop fort, trop fort*

Mathias tego ciepłego, czerwcowego dnia irytował go wyjątkowo mocno. Snuł się po pokoju, mrucząc pod nosem regułki na jutrzejszy egzamin, od czasu do czasu dorzucając kilka komentarzy dotyczących beznadziejności życia i teorii rewitalizacji miast. I choć przez cały ten czas starał się go wspierać, tak w pewnym momencie frustracja, którą gromadził od przeszło tygodnia, wydarła się z niego pod postacią krzyku i złowrogiego spojrzenia. Louis wstał niespodziewanie od biurka, przy którym spędzał zdecydowanie większość swojego czasu, rzucając w kolegę kilkoma papierowymi kulkami.
- Zamknąłbyś się na dwie pieprzone minuty! - powiedział zdenerwowanym tonem, przechodząc do kuchni, gdzie czekała na niego butelka schłodzonej wody. Dzień był upalny; ledwie wytrzymywał w tym małym mieszkanku na rogu ulicy Faubourg i Léon Dierx, nie wspominając o Mathiasie, który przeżywał egzaminową gorączkę. Jakby już na samo wspomnienie o nim w myślach, chłopak pojawił się w progu pomieszczenia ze skruszoną miną, odkładając na lodówkę trzymane w dłoniach notatki.
- Pójdziemy dziś na piwo? Słyszałem, że koło nowej fontanny mają jakiś nowy pub.
Brunet mruknął coś niewyraźnie, przymykając na krótką chwilę oczy. Nie zabij go, tylko go nie zabij - powtarzał jak mantrę, omijając spojrzeniem bladą twarz kolegi.