2015/12/26

salut / 09

nie było mnie tu tak długo, że możnaby uznać, że porzuciłam i pomysł, i samego bloga. cóż, nie zapomniałam, ale ostatnimi czasy nie mam ani czasu na zajmowanie się dodatkowymi historiami ani na przeglądanie tych starych. właściwie czekałam na przypływ jakiegoś uczucia, niemal że szaleństwa, ale niestety nie doczekałam się tego przez minione cztery miesiące. nie wiem czy dostąpię jeszcze kiedykolwiek tego, co spotkało mnie przy 'je te manque parfois?'. jednakowoż muszę żyć dalej. może któregoś dnia spłynie na mnie natchnienie, które zaowocuje powieścią na miarę jakiejś nagrody literackiej. 
dobra. koniec pieprzenia głupot.
to, co Wam poniżej przdstawiam pretendowało niemal do tej samej rangi uczuć, jakie towarzyszyły mi podczas pisania mojej ostatniej jednoczęściówki. jednak wypaliłam się już na samym starcie, więc moje nadzieje spłonęły w morzu niedowierzania i prawdopodobnie wina. historia nie jest skomplikowana. pewnie przypomina te inne, ale nie byłabym sobą, gdybym nie podzieliła się tym co z siebie wydobyłam podczas trzydniowej sesji. 
czasami mi zwyczajnie smutno z powodu tych opowiadań, których nie jestem w stanie zakończyć. do tej historii jestem w jakiś dziwny sposób przywiązania, no ale cóż. czasami zwyczajnie wiadomo, że pomimo wielkich uczuć, nie da się już nic zbudować.
z drugiej strony w głębi serca liczę, że któregoś dnia dokończę tę historię. i pomimo wszystko uważam, że gdzieś między wersami czai się potencjał tego opowiadania, choć zapewne nie jest to materiał na nic dłuższego.
pozostawiam więc Was z tym fragmentem, mając nadzieję, że choć na chwilę pozwolę Wam zapomnieć o codzienności.

//

Salut, c’est encore moi
Salut, comment tu vas ?

Z końca korytarza dobiegało nieznośne pukanie, które narastało z każdą mijaną sekundą. Przez chwilę ignorowała ten uporczywy dźwięk, by po kilku westchnięciach wstać z fotela i doczłapać do drzwi. W międzyczasie spojrzała za zegar, którego czarne, nieco ekscentryczne wskazówki chyliły się ku północy. Kolejne uderzenie wybudziło ją z letargu, powodując irytację. Nie spodziewała się gości. Tym bardziej o tej godzinie. Postanowiła jednak, że zerknie przez małą dziurkę, by dowiedzieć się kto ją niepokoi o tak później porze. Jej lista była krótka; pośród imienia siostry, kuzynki i przyjaciółki, odnajdywała jeszcze Amelię z zajęć i Brigitte z kursu malarskiego. Chociaż nie miała zielonego pojęcia, dlaczego miałyby się u niej zjawić bez wcześniejszej wiadomości. W ostateczności mogła również spodziewać się jakiegoś żebraka, który okazjonalnie dostał się na ich klatkę. W takim przypadku nie miała zamiaru wyściubiać nosa na zewnątrz. Przysunęła twarz do otworu, przyglądając się człowiekowi stojącemu zza ścianą. Ciemne, opadające na kark włosy przysłoniły twarz przybywającego. Jego dłoń ponownie przybliżyła się do drewna, pukając delikatnie. Kiedy mężczyzna poprawił zakrywające oblicze kosmyki, ujrzała jego twarz. Nieco chudszą i zakrytą kilkudniowym zarostem, jednak miała pewność, że to on. Po dwóch latach Maxime Maurice wrócił. Niczym bumerang. Wahała się, czy mu otworzyć. Nie mieli sobie nic do powiedzenia. Zanim ponownie w mieszkaniu rozbrzmiał naglący dźwięk zniecierpliwienia przybysza, przekręciła klucz i stanęła naprzeciw niego. Uśmiechnął się, ukazując rząd białych, równych zębów. Nadal był tak samo olśniewający, przystojny i pewny siebie. Miniony czas niewiele w nim zmienił.
- Claudia powiedziała, że mogę tu spać.  
Nie zauważyła, kiedy Claudia stała się jego przyjaciółką, ale kiwnęła głową, wpuszczając go do mieszkania. Jej siostra nigdy nie zwierzała się jej z kontaktów, jakie posiadała z jej byłymi znajomymi. Jednak z drugiej strony Maxime i Clau pracowali w tej samej branży, więc nie mogła się wtrącać. I poniekąd właściwie nie chciała tego robić. 
- Wiesz, gdzie jest jej pokój i kuchnia. Zostawiam to do twojej dyspozycji – odparła bez cienia emocji, zmierzając do salonu, w którym nadal znajdował się jej komputer i szkice. Mężczyzna zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. W jego postawie nie dostrzegała ani zawstydzenia ani onieśmielenia. Tak jakby przychodził tu każdego dnia; tak jakby tu mieszkał. 
- To tylko jedna noc, uciekł mi pociąg. 
Kiwnęła głową, nie siląc się na rozmowę. Skłamałby mówiąc, że nie obchodzi ją jego obecność, ale skłamałaby również mówiąc, że się tego obawiała. Nie łączyło ich już nic ponad kilka wspomnień i zdjęć. Nie byli dobrą parą; właściwie ich związek nie należał do najszczęśliwszych. On wymagał od niej większego zdecydowania , a ona od niego większej wyrozumiałości. W konsekwencji żadne z nich nie było w stanie się dostosować. Kiedy się z nią rozstawał, wybierając karierę, czuła się oszukana i nic ponad to. Z biegiem czasu dostrzegała dzielące ich różnice i zrozumiała, że lepiej jej bez niego. Nie miała zamiaru tego ukrywać. 
Gdy zamknęła się w pokoju, słyszała jak Maxime robi kawę, a potem wyciąga coś z lodówki. Zawsze czuł się w ich mieszkaniu jak u siebie, co zamiast ją cieszyć, zwyczajnie irytowało. Właściwie Maurice należał do tego typu człowieka, którego pewność siebie i bezpośredniość kroczyły obok przez całe życie. Czasami zazdrościła mu tego; czasami wyobrażała sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby bardziej przypominała jego niż siebie. Jednak w ostateczności nie chciała wymagać od ludzi tego, co niemożliwe. Nie chciała sprawiać wrażenia oziębłej i niedostępnej. A nade wszystko nie chciała być tak wymagająca. Romy, w całej swej niepewności, była również tolerancyjna i wyrozumiała. Z łatwością potrafiła dostosować się do sytuacji i zrozumieć stan rzeczy. Maxime z kolei nigdy nie chciał przystać na zdanie innych. Rzucał wzniosłymi słowami na prawo i lewo, mówiąc, że nie znosi infantylności, podczas gdy jego ośli upiór niewiele różnił się od tej znienawidzonej dziecinności. Nie potrafiła wskazać, co w nim kochała albo lubiła. Może jego tajemniczość albo zdolność do komplementowania w najbardziej nieoczekiwanym czasie? Od czasu do czasu rozpieszczał ją czułymi gestami, ale czy istniało coś ponad to? 
Kilka minut po pierwszej odgłosy dobiegające z kuchni ustały. Odczekała więc kilka minut, a potem ruszyła do salonu, gdzie zostawiła kilka szkiców. Ku jej zdziwieniu Maxime siedział na kanapie, przyglądając się jej rysunkom. 
- Całkiem niezłe – odparł, zauważając ją w progu. 
- Dziękuję – rzuciła mechanicznie, zabierając ze stołu resztę prac. Nie wydawało jej się, by była to odpowiednia pora na rozmowę o jej rozwoju. Przez ostatnie dwa lata poczyniła ogromne postępy i jej projekty wyglądały o wiele lepiej, jednak nie uważała, by chłopak był idealnym kandydatem do pogawędki na ten temat. Kiedy trzymała w dłoni wszystkie kartki i właśnie zmierzała ku wyjściu, poczuła na swoim ramieniu jego dotyk. Niezbyt delikatny. Wykręciła się w jego kierunku, podsyłając wzburzone spojrzenie. 
- Brakowało ci mnie? – zapytał i choć chciała wierzyć, że to zwykła prowokacja, w jego oczach nie dojrzała drwiny. Ani szyderstwa. Wyglądał na poważnego i zwyczajnie ciekawego. 
Romy z kolei zaśmiała się. Nieco histerycznie, jednak nie mogła opanować rozbawienia, które nagle się w niej narodziło. Mimo wszystko sytuacja była zwyczajnie komiczna. 
- Nie, Maxime. I wiesz, że to prawda. Nie byliśmy ze sobą szczęśliwi. 
Uniósł lewy kącik ust w ponurym uśmiechu, po czym oddalił się, siadając na kanapie. Nie wyglądał na rozczarowanego. Znowu był sobą. Pewnym siebie, irytującym dupkiem, którego wyraz twarzy przypominał rzeźbę wykutą w kamieniu. 
- To dobrze. 
- Wychodzę o siódmej. Wrzuć klucz do skrzynki, tak jak zawsze – dodała jeszcze i bez słowa opuściła salon. Nie czuła nic. Ani pożądania ani ekscytacji. Ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że mogą spędzić ze sobą noc. Jeszcze rok temu próbowałaby się przekonać, że nie ma nic złego w przespaniu się ze swoim byłym, teraz jednak nie widziała cienia szansy na to, by do czegokolwiek doszło. Fakt ten ją cieszył, choć odczuwała swego rodzaju smutek. Czy naprawdę go kochała? Kim więc był dla niej przez tamten wspólny rok?
By mieć pewność, że Maxime nie zdobędzie się na głupotę i nie zawita w progu jej sypialni, przekręciła klucz w drzwiach najciszej jak potrafiła. Im dalej było im do siebie, tym lepiej się czuła. 

Wróciła z zajęć tuż po siedemnastej. Odwiesiła płaszcz na wieszak, odłożyła klucze na stolik i weszła do salonu. Claudie jadła  jakąś dziwną, czerwoną zupę, oglądając reality show. 
- Następnym razem uprzedź mnie, jak zaprosisz do mieszkania mojego byłego chłopaka. – odparła z nutą pretensji, sadowiąc się obok blondynki. Zielone oczy siostry wyrażały skruchę i poczucie winy. Wątpiła, by Clau zrobiła to specjalnie, jednak nie mogła pozwolić, by ta sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. 
- Zapomniałam… chciałam ci napisać wiadomość, ale ktoś mnie zagadał, a potem zwyczajnie zapomniałam. Pracowałam do drugiej w nocy i potem było za późno. 
Romy skinęła głową, prostując nogi na niewielkim stoliku. Nie była zadowolona, jednak wczorajsza złość zupełnie jej przeszła. Maxime zniknął. Nie istniał więc już żaden powód, dla którego miałaby dalej się denerwować. 
- Utrzymujesz z nim kontakt? – zapytała od niechcenia, wyjmując  z reklamówki kanapki i puszkę napoju. 
- Nie. Spotkałam go na targach. Miał wrócić do Paryża, ale uciekł mu pociąg, bo zagadał się z jakimś scenografem. Spotkałam go na papierosie i niewiele myśląc powiedziałam, że może spać u mnie. Wiedziałam, że nie wrócę na noc. Nie pomyślałam, że to niezręczne. Na dodatek wyglądał na takiego zmęczonego, że zwyczajnie zrobiło mi się go szkoda.
Przyjrzała się swojej siostrze bliźniaczce, zastanawiając się, dlaczego to akurat ona musiała być tą bardziej wrażliwą stroną. Claudie była marzycielką. Nigdy nie posądzała nikogo o złe zachowanie, co czyniło z niej naiwną kobietę. Z czasem zmądrzała i nabrała asertywności, jednak nadal wierzyła w smutne historie i starała się pomagać wszystkim dookoła. Pomimo to miała jednak silny charakter; potrafiła walczyć o siebie do samego końca i w konsekwencji to ona decydowała gdzie pracuje i z kim. Jej nadal tego brakowało. A może zwyczajnie nadal nie wiedziała, kim chce być w życiu. Maxime z kolei był scenografem, a przynajmniej aspirował do tego, by nim być. I właśnie w taki sposób go poznała. Maurice pracował razem z Claudie i któregoś dnia zwyczajnie je pomylił. Historia godna filmu. 
- Następnym razem wyślij go do hotelu, gdziekolwiek byle nie do naszego mieszkania. Wiem, że nadal go lubisz, ale między nami nic nigdy nie było dobre. I nie wrócimy do siebie, Clau. Wiem, że nie chciałaś źle. Zwyczajnie odpuść, dobrze?
Blondynka przytaknęła ruchem głowy.  Odkąd Claudie ufarbowała włosy na jasny kolor i ścięła je zgodnie z panującą modą, nie przypominały siebie w znaczący sposób. A przynajmniej osoby znające je od niedawna, mogły z łatwością je rozróżnić. Czasami zastanawiała się, dlaczego Maxime wybrał ją. Claudie wyglądała niemal identycznie; oprócz niewielkiego pieprzyka na lewym policzku i odrobinę węższych ust, nie różniły się niczym. Na dodatek Maurice zawsze miał do niej jakiejś pretensje, więc dlaczego ona, a nie jej siostra bliźniaczka?  Zawsze uważała, że pasowaliby do siebie o wiele lepiej: podobne zainteresowanie, poczucie humoru i czasami poglądy. Potrząsnęła głową, porzucając te smutne myśli. Maxime odszedł z jej świata. Nie był warty, by zawracać sobie nim głowę. 
- Rozmawialiście?
- Nie. A przynajmniej tyle, ile było konieczne. A ty z nim? Od razu zaproponowałaś mu kąt czy zanurzyłaś się w fascynującej rozmowie?
- Romy, wiem, że łączy was smutna historia, ale nie musisz być taka…
- Okrutna? – zaśmiała się, wyjmując żelki z tylnej kieszeni w kanapie – Clau, daj spokój. Nigdy tego nie zrozumiesz, jesteś za dobra. 
Nim zdążyła cokolwiek dodać, w pokoju rozbrzmiał dźwięk nadchodzącego połączenia. Szatynka przewróciła oczami, zmieniając kanał w telewizorze. Uwielbiała, gdy ich rozmowy kończyły się niezapowiedzianym telefonem. Blondynka kilka razy potwierdziła godzinę spotkania, by ostatecznie odłożyć aparat na stół. 
- Wychodzę za dziesięć minut. A co do Maxima, shit happens, już go nie zaproszę. 
Romy skinęła głową, przyjmując do wiadomości deklarację siostry. Nie sądziła, że temat jej byłego chłopaka wypłynie na powierzchnię. Zazwyczaj unikała rozmów o nim i była szczęśliwa. Teraz jednak na nowo przypomniała sobie tamte chwile. I co najgorsze, nie była w stanie zwyczajnie ich zapomnieć. Tak jakby ukrywany miesiącami żal nagle wyzwolił w niej nową falę wspomnień. Tych ciemnych, smutnych wspomnień, o których od dawna nie pamiętała. Maxime Maurice był okropnym partnerem. Z czystym sumieniem przyznawała, że jej poprzedni faceci byli przy nim aniołami. Jednak to sprawiało, że o nich zapomniała dawno temu, Maurice z kolei tkwił w jej umyśle niczym swojego rodzaju pasożyt. Za każdym razem gdy wracała do wydarzeń sprzed dwóch lat, wracała do niego. I choć z czasem zobojętniała, wiedziała, że nie będzie w stanie pozbyć się go na zawsze. Nawet jeżeli nie czuła do niego już nic. Nic ponad rozczarowanie.  

Wyjęła z kubka torebkę herbaty, wpatrując się w brązową ciecz. Od niespodziewanej wizyty Maxima minęły cztery dni. Cztery niewnoszące nic w życie dni. Tchnięta dziwnym przeczuciem, zaraz po wyjściu Claudie z mieszkania, włączyła komputer wyszukując pociągi do Paryża. Była niemal przekonana, że istniały co najmniej dwa połączenia nocne, a więc historia mężczyzny traciła na wiarygodności. Nie miała jednak pojęcia, dlaczego miałby to robić. Odrzuciła na bok chorobliwe myśli, skupiając się na wynikach poszukiwań. Nie miała racji. Ostatni pociąg faktycznie odjeżdżał o dziewiątej. Z westchnieniem odeszła od komputera, wlewając sobie do kieliszka resztki wina z sobotniej kolacji. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie odmówił. Miał tutaj wielu kolegów; znał hotele i hostele, w których spędziłby noc w okazyjnej cenie, dlaczego więc, zważywszy na całą historię, po prostu sobie nie odpuścił? Ponadto doskonale wiedział, że to on zakończył ich znajomość, jak więc śmiał przyjąć propozycję Clau? Szukała rozwiązania tej zagadki, jednak nie potrafiła dotrzeć do końca. Mógł być zwyczajnie zmęczony i wybrał najwygodniejszą opcję, albo liczył na jej ciepłe powitanie. Istniała również szansa, że w swoim egoizmie nie pomyślał o niej. Nie powinno ją to dziwić. Usiadła z kubkiem herbaty w dłoniach, wracając do ich pierwszego spotkania. Zrobił na niej ogromne wrażenie. Od tamtej chwili nic już nie było takie same. 

2 lata wcześniej

- Pośpiesz się, do cholery! – rzuciła do zamkniętych drzwi garderoby, rozglądając się po opustoszałym pomieszczeniu. Claudie jednak zaśmiała się bezczelnie, mrucząc pod nosem jakieś usprawiedliwienie, które nie miało sensu. 
- Idę kupić kawę w maszynie. Masz dwie minuty – dodała złowrogo, po czym ruszyła w kierunku kuluaru. Choć nie wyglądała tego dnia na nazbyt szczęśliwą, bardzo lubiła przebywać w teatrach. Czasami pomagała swojej siostrze w pracy, przenosząc sterty ubrań albo doszywając ostatnie elementy do kostiumu. W gruncie rzeczy nie przeszkadzał jej ani tłok ani zamieszanie, jakie powstawało wokół spektaklu. Odnajdywała w tym dziwny, przynoszący spokój rytm. Chociaż niewiele jeszcze wiedziała o pracy kostiumografa, tak w pracy słabego projektanta odnajdywała się całkiem dobrze. Od czasu do czasu szkicowała niewielkie projekty w swoim zeszycie, jednak jej umiejętności malarskie nie wykraczały ponad przeciętność. Toteż dlatego, każda narysowana przez nią modelka była krzywa i zdeformowana, przez co pomysł tracił na sile. Zdecydowała jednak, że któregoś dnia rozpocznie kurs i raz na zawsze pożegna ten problem. Nie miała jednak pojęcia czy nastąpi to za tydzień czy za dwa lata. Nadal studiowała i nadal musiała skupiać całe swoje siły właśnie na tym zajęciu. Nawet jeżeli nie była przekonana. Stojąc tak przy maszynie i wpatrując się we wnęki przy oknach, poczuła, jak ktoś szturcha ją w ramię. 
- Myślałem, że będziesz czekać w garderobie! No ale mniejsza, słuchaj, nie wiesz, gdzie jest Pierre? Szukam go, bo muszę omówić z nim godziny…
Romy wykręciła się do nieznajomego, nie mając zielonego pojęcia, o czym właściwie do niej mówi. Zmarszczyła czoło w geście niezrozumienia, posyłając niepewne spojrzenie swojemu przypadkowemu towarzyszowi. Ujrzawszy przed sobą wysokiego i niezaprzeczalnie przystojnego bruneta, opanowała naradzającą się w niej frustrację. Przemawiający do niej mężczyzna odebrał jej całą pewność i zarazem oddech. Jego jasne tęczówki wpatrywały się w nią oczekująco, jakby nie rozumiejąc, dlaczego nadal milczy.
- Nie wiem – odparła niepewnie, czerwieniąc się nieznacznie. Tylko tyle przyszło jej do głowy. Oburzona swoją postawą, wyprostowała się nagle, otrząsając się z emocji. – Nie jestem Claudie, poszukaj jej w garderobie – dodała, odchrząkając głośniej. Zanim chłopak zdołał cokolwiek jeszcze powiedzieć, zdjęła z półki kawę i ruszyła przed siebie. Chwilowe zatrzymanie serca potwierdzały tylko drżące dłonie i roztrzęsiony głos. Reszta pozostawała nienaruszona. I była jeszcze zazdrosna. Tak zwyczajnie zazdrosna, że jej siostra może pracować z takimi nieprzyzwoicie przystojnymi mężczyznami.    
Dwadzieścia minut potem na nowo znalazła się w garderobie, gdzie tłoczyło się już kilka grup aktorów. Z westchnieniem odnalazła swoją siostrę, przytrzymując ją za sweter. Nagle straciła ochotę, by z nią pracować tego dnia. Przed oczami wciąż miała chłopaka, który zaczepił ją przy automacie do kawy i który wydawał się nią w jakiś sposób rozczarowany. Choć właściwie mógł być rozczarowany tylko tym, że mimo usilnych prób nie udaje mu się odnaleźć Claudie. 
- Potrzebujesz mnie jeszcze? – zapytała odrobinę niezadowolona, rozglądając się po pomieszczeniu. Napływ tylu ludzi naraz przyprawił ją o mdłości. 
- Maxime przyszedł, więc jeżeli chcesz, to idź do domu. Skreślę cię z listy. 
Romy skinęła głową, przyjmując z ulgą odpowiedź dziewczyny. Zanim jednak się wykręciła i pożegnała siostrę, u ich boku pojawił się nieznajomy. Ten nieznajomy. Ten przystojny nieznajomy, który zakotwiczył się w jej pamięci. 
- Jednak nie kłamałaś – odparł wyjątkowo poważnym tonem, przyglądając się im z ciekawością. Po chwili podał jej rękę, jednak na jego twarzy nie ujrzała uśmiechu. Tak jakby został zmuszony do wykonania tego prozaicznego gestu. Biorąc z niego przykład, wyciągnęła dłoń i pozwoliła mu lekko ją uścisnąć. W gruncie rzeczy ledwo poczuła jego muśnięcie. 
- Maxime Maurice.
- Romy Colin – odpowiedziała, posyłając znużone spojrzenie siostrze – idę do domu, do zobaczenia.
Nim Maxime zdołał cokolwiek zrobić lub powiedzieć, wykręciła się i ruszyła w kierunku wyjścia. W twarzy chłopaka dostrzegła coś intrygujące, a w jego spojrzeniu tajemnicę, której zgłębienie ich spędziłoby jej sen z powiek, pomimo to jednak odniosła wrażenie, że jest nieprzystępnym człowiekiem. 
Gdy Claudie wróciła do domu przed północą, na samym progu pochwaliła Romy za jej ordynarne zachowanie. W jej przekonaniu to właśnie ona wykazała się brakiem wychowania i ogłady. Maxime zwyczajnie odwdzięczył się jej pięknym za nadobne. Wtedy zrozumiała, że Clau podkochuje się w tym dziwnym, smutnym mężczyźnie i na to nie mogła już nic poradzić. 

 

2 komentarze:

  1. To ma potencjał. Nie jest to miniaturka, tylko wstęp do czegos dłuższego. R niby nic nie czuje juz do Maurice'a, procz żalu, ale i tak zapadł w jej pamięć bardziej niz jakikolwiek inny mężczyzna, ciekawe. Trzeba przyznać, ze ich spotkanie było dość oryginalne i ciesze sie, ze przerodziło sie w cos Wiecej. Faktycznie, łatwiej buc moze byłoby, gdyby Maurcie związał sie z Clau, w końcu łącza ich zainteresowania, a i dziewczyna sie wtedy w nim podkochiwała, ale zycie nigdy nie jest łatwe. Podoba mi się motyw bliźniaczek i to, ze chyba nic ani nikt nie jest w stanie zniszczyć więzi miedzy nimi. Mam nadzieje, zd dalej to pociągniesz... Czy R pojechalaby do Paryza w poszukiwaniu Maurice'a? Byłoby romantycznie xd życzę Szczęśliwego Nowego Roku i zapraszam serdecznie na zapiski-Condawiramurs na swiezo dodana nowosc :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O rety, jak zawsze u Ciebie tyle tu emocji i dziwnych, nieokreślonych relacji. Hmm, bo niby Romy jest przekonana, że wyleczyła się z Maxime’a. Niby uważa, że ich wspólna historia zdecydowanie się już skończyła. Niby twierdzi, że on kompletnie nie nadawał się do jakiegokolwiek związku. Mimo to da się zauważyć, że on zdecydowanie zapadł jej mocno w pamięć i być może też… w serce. Nie wiem do końca, czy mogę zaryzykować stwierdzenie, że ona jednak wcale tak nie do końca się z niego wyleczyła, ale chyba z całą pewnością on nadal całkiem silnie przyciąga jej uwagę. W ogóle strasznie podoba mi się ten motyw ich pierwszego spotkania i to, że Maxime’a pomylił ze sobą bliźniaczki i generalnie samo to, że dałaś głównej bohaterce bliźniaczkę jest fajne. Swoją drogą szkoda Clau. Dobra z niej osóbka, a pewnie skoro była nieco zadurzona w M. to dość ciężko przyszło jej przeżyć jego związek z siostrą.
    Chciałabym kiedyś poczytać coś więcej o Romy… mam wrażenie, że piszę Ci to niemal pod każdym fragmentem tutaj, ale cóż, nie moja wina, że strasznie mnie zaciekawiasz i okropnie chcę dowiedzieć się co tam działoby się dalej xd
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń