Po tygodniu rozmyślań, płaczu nad blogiem w końcu coś tu zrobiłam. Wizualne doznania też są ważne. Przechodząc do meritum, utknęłam w dziwnym punkcie pisania adieu, dlatego pomyślałam, że dodam tu fragment opowiadania, które jest prototypem adieu. Gdyby nie obejrzenie filmu Co dzień zawdzięcza nocy, czytalibyście właśnie tą wersję pod roboczą nazwą little heart bomb (zainspirowane rownież piosenką o tym samym tytule <klik>) Tak czy inaczej, wszystko ruszyło w innym kierunku i mimo usilnych prób nie umiem tego skończyć. Coś dłuższego, coś dla osób o mocnych nerwach i być może masochistów też. Osobiście lubię prolog, który, moim zdaniem, wpasowuje się w tekst piosenki powyżej. No i w końcu pojawia się coś co chyba stanie się moją specjalnością - miłosne trójkąty. Swoją drogą, cieszę się, że to jednak adieu dostało zielone światło i jest główną historią mojej twórczości. Resztę zostawiam Wam. Pozdrawiam!
//
PROLOG
Minęło osiem
lat odkąd rozmawiała z nim po raz ostatni. Poprosił ją wtedy, by o nim
zapomniała i ułożyła sobie życie z kimś innym; kimś kto będzie w odpowiednim
wieku i komu będzie potrafiła oddać całą swoją dusze i serce. Siedziała
naprzeciw niego, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Była młoda,
niezaprzeczalnie się z tym zgadzała, ale doskonale wiedziała czym jest związek
i czego oczekuje od siebie i od niego w tym układzie. Nawet jeżeli był od niej
o cztery lata starszy i powoli zaczynał być całkowicie usamodzielnioną
jednostką. Doskonale pamiętała jego słowa, to jak poprzez wątpliwe argumenty
starał się przekazać brak jakiejkolwiek przyszłości dla ich pożal się boże relacji.
I nie chodziło jej tylko o to, że była w nim zakochana i oczekiwała czegoś
więcej aniżeli prostego, pełnego rezygnacji spojrzenia. W jej szesnastoletnim
umyśle nie było miejsca na proste, racjonalne rozstania. Wszystko podparte
musiało być kłótnią, wymianą krótkich, pozbawionych sensu zdań. Nie tak kończy
się coś, co miało trwać wiecznie! Wszystkie jej koleżanki opowiadając o swoich
rozpaczliwych zerwaniach, niemal zawsze mówiły o łzach, krzyku i ucieczkach, a
więc dlaczego on zachowywał się tak spokojnie, tak jakby nie miało to dla niego
znaczenia?