Tym postem probuję odkupić swoje winy za tak długą przerwę w adieu. Ostatnio nie jestem w formie, a nawet jeżeli coś zaczyna kreować się w mojej głowie, to nie mam minuty, by usiąść i to zapisać. Jedyną formą postępu jest to, że patrzę na to opowiadanie coraz przychylniej. Odchodząc jednak od mojego głównego projektu, chcę wam zaprezentować moje nie pierwszej młodości dzieło. O ile pamięć mnie nie myli zaczęłam to pisać w ubiegłym roku w marcu, a więc już od półtora roku dopisuję sobie tu od czasu do czasu po kilka zdań, wyżywając się poniekąd emocjonalnie. Jak zauważyliście bądź zauważycie to dość długi fragment, prawdopodobnie zawiera około trzech rozdziałów i prolog. Nie dzielę tego jednak, bowiem nie widzę w tym większego sensu. Samą długością tego czegoś staram się też chyba zrekompensować swoje milczenie. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy publikuję tu coś czego przyszłość nie jest mi dobrze znana; zbyt często wracam do tego opowiadania i sama nie jestem pogodzona z jego jakimkolwiek porzuceniem. Być może kiedy skończę adieu zastanowię się nad dalszymi wydarzeniami i dopiszę kolejne dwadzieścia stron. Co do samego tytułu (shrink away from you) jest to gra słów: shrink oznacza terapeutę/psychologa zaś shrink away from you uciec od ciebie. Tak czy inaczej życzę wytrwałości w czytaniu (jeżeli ktoś się za to w ogóle zabierze) i pozdrawiam!
//
Sala wypełniona była
znudzonymi, niemal zasypiającymi na niewygodnym oparciu, studentami Na palcach
u rąk zliczyć mogła osoby, które skrzętnie skrobały w swoich nędznych kajetach
szczegółowe notatki. Czasami ktoś wyrwał się z głupim, nijak mającym się do
całości pytaniem. Wprowadzenie do psychologii społecznej nie należało do jej
ulubionych zajęć. Trafiła tu przypadkiem i przypadkowo też chciała zdać
egzamin. Choć minęło już niemal półtora miesiąca, nadal czuła wściekłość, gdy
okazało się, że zabrakło miejsc na te najciekawsze wykłady. Musiała coś wybrać,
a oprócz chemii dla humanistów, ewolucji oporu, filozofii fizyki i tego
nieszczęsnego wprowadzenia nic nie było. Z uporem maniaka przez dwa tygodnie aż
do zakończenia rejestracji siedziała przed komputerem, licząc, że zwolni się
miejsce na jakiś interesujących zajęciach. W końcu, z ogromnym żalem, wcisnęła
na mały, zielony koszyk przy psychologii i zmęczona poszła spać.
Siedząc w czwartym rzędzie
i rozwiązując krzyżówkę, nie zwracała uwagi na profesora Alpina, który usilnie
starał się zwrócić ich uwagę na istotne zmiany w postawach jawnych i utajonych.
Raz po raz wciskał czerwony guziczek na swoim białym pilocie, a barwne slajdy
pojawiały sie na ogromnej tablicy. Jego blada, pomarszczona twarz jaśniała
nieznacznie, a uśmiech paryskiego żigolaka nie schodził z suchych, ledwie
widocznych ust.
- Wszystko oczywiście
zależy od ilości zasobów poznawczych.
Podniosła głowę zaintrygowana nagłą zmianę w głosie wykładowcy.
Zazwyczaj ten ton wskazywał na koniec zajęć, a to z kolei było najlepszą
informacją, jaką mogła usłyszeć tego dnia. Jej wzrok szybko skierował się w
stronę wyświetlacza komórki, który wskazywał na 15:45. Jej usta wykrzywiły się
w grymasie niezadowolenia. Była niemal pewna, że Alp - jak go nazywano pośród
braci studenckiej - nie byłby w stanie pogwałcić prawa studenta do półtoragodzinnego
wykładu. Spojrzała na siedzącą obok niej dziewczynę, której wyraz twarzy
wskazywał na to, iż odczuwa dokładnie to samo co Mariette. Zrezygnowane posłały
sobie słabe uśmiechy, na nowo powracając do rozwiązywania krzyżówek.