2014/09/07

shrink away from you / 04

Tym postem probuję odkupić swoje winy za tak długą przerwę w adieu. Ostatnio nie jestem w formie, a nawet jeżeli coś zaczyna kreować się w mojej głowie, to nie mam minuty, by usiąść i to zapisać. Jedyną formą postępu jest to, że patrzę na to opowiadanie coraz przychylniej. Odchodząc jednak od mojego głównego projektu, chcę wam zaprezentować moje nie pierwszej młodości dzieło. O ile pamięć mnie nie myli zaczęłam to pisać w ubiegłym roku w marcu, a więc już od półtora roku dopisuję sobie tu od czasu do czasu po kilka zdań, wyżywając się poniekąd emocjonalnie. Jak zauważyliście bądź zauważycie to dość długi fragment, prawdopodobnie zawiera około trzech rozdziałów i prolog. Nie dzielę tego jednak, bowiem nie widzę w tym większego sensu. Samą długością tego czegoś staram  się też chyba zrekompensować swoje milczenie. Szczerze mówiąc, po raz pierwszy publikuję tu coś czego przyszłość nie jest mi dobrze znana; zbyt często wracam do tego opowiadania i sama nie jestem pogodzona z jego jakimkolwiek porzuceniem. Być może kiedy skończę adieu zastanowię się nad dalszymi wydarzeniami i dopiszę kolejne dwadzieścia stron. Co do samego tytułu (shrink away from you) jest to gra słów: shrink oznacza terapeutę/psychologa zaś shrink away from you uciec od ciebie. Tak czy inaczej życzę wytrwałości w czytaniu (jeżeli ktoś się za to w ogóle zabierze) i pozdrawiam!

//

          Sala wypełniona była znudzonymi, niemal zasypiającymi na niewygodnym oparciu, studentami Na palcach u rąk zliczyć mogła osoby, które skrzętnie skrobały w swoich nędznych kajetach szczegółowe notatki. Czasami ktoś wyrwał się z głupim, nijak mającym się do całości pytaniem. Wprowadzenie do psychologii społecznej nie należało do jej ulubionych zajęć. Trafiła tu przypadkiem i przypadkowo też chciała zdać egzamin. Choć minęło już niemal półtora miesiąca, nadal czuła wściekłość, gdy okazało się, że zabrakło miejsc na te najciekawsze wykłady. Musiała coś wybrać, a oprócz chemii dla humanistów, ewolucji oporu, filozofii fizyki i tego nieszczęsnego wprowadzenia nic nie było. Z uporem maniaka przez dwa tygodnie aż do zakończenia rejestracji siedziała przed komputerem, licząc, że zwolni się miejsce na jakiś interesujących zajęciach. W końcu, z ogromnym żalem, wcisnęła na mały, zielony koszyk przy psychologii i zmęczona poszła spać.
     Siedząc w czwartym rzędzie i rozwiązując krzyżówkę, nie zwracała uwagi na profesora Alpina, który usilnie starał się zwrócić ich uwagę na istotne zmiany w postawach jawnych i utajonych. Raz po raz wciskał czerwony guziczek na swoim białym pilocie, a barwne slajdy pojawiały sie na ogromnej tablicy. Jego blada, pomarszczona twarz jaśniała nieznacznie, a uśmiech paryskiego żigolaka nie schodził z suchych, ledwie widocznych ust.
     - Wszystko oczywiście zależy od ilości zasobów poznawczych.
Podniosła głowę zaintrygowana nagłą zmianę w głosie wykładowcy. Zazwyczaj ten ton wskazywał na koniec zajęć, a to z kolei było najlepszą informacją, jaką mogła usłyszeć tego dnia. Jej wzrok szybko skierował się w stronę wyświetlacza komórki, który wskazywał na 15:45. Jej usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Była niemal pewna, że Alp - jak go nazywano pośród braci studenckiej - nie byłby w stanie pogwałcić prawa studenta do półtoragodzinnego wykładu. Spojrzała na siedzącą obok niej dziewczynę, której wyraz twarzy wskazywał na to, iż odczuwa dokładnie to samo co Mariette. Zrezygnowane posłały sobie słabe uśmiechy, na nowo powracając do rozwiązywania krzyżówek.