2016/05/31

lost me / 10

Minęło ponad pięć miesięcy odkąd pojawiłam się tutaj ostatni raz. Praca fille au pair nie sprzyja pisaniu ani wymyślaniu nowych historii, więc zazwyczaj należy wpakować się w mały dramat i wtedy wszystko przychodzi jak za pstryknięciem i równie szybko odchodzi. Jako że brakuje mi życiowych dramatów, moje próby pisania spełzają na niczym i mogę jedynie liczyć na dobry film a czasami jakąś konkretną piosenkę. Okoliczności powstania tego fragmentu są komiczne, choć sam tekst z komizmu nie ma właściwie nic. Jak zapewne zauważycie, nie dokończyłam tej historii, bowiem zwyczajnie wypaliłam się gdzieś na końcu, a uczucia towarzyszące mi przy tworzeniu ulotniły się zadziwiająco szybko. 
Cóż, nie żałuję. 
Szane na kontynuację dzieła zostały więc zażegnane i nie jest mi z tego powodu przykro. Niektóre historie nie powinny być kontynuowane (tak, te prawdziwe też) i to jest właśnie jedna z nich. 
Sama historia to dużo dramatu, trudnych uczuć, podobnych decyzji i odrobina rozpaczy. Myślę, że niczym tu nie zaskoczę i nie wprawię nikogo w osłupienie. Z czystym sumieniem mówię, że tekst ten jest zwyczajnym podpisem i zapewne ci, którzy mają rozeznanie w mojej tagikomicznej twórczności, zauważą mój pisarski rys. 
Pozostaje mi jedynie życzyć udanej lektury i mieć nadzieję, że pojawię się tu szybciej niż za pięć miesięcy.