Czekałam na ten dzień długo. Choć długo w moim przypadku to pojęcie względne.
Pomysł na fabułę narodził się niespodziewanie. Nigdy nie planowałam tego opowiadania. Choć tęskniłam za tego typu tworami.
Pomysł narodził się podczas czytania mangi Nana, w której po prostu się zakochałam. Do dzisiaj odczuwam tęsknotę za jej bohaterami i przeżywam każdą podjętą przez nich decyzję. Musiałam jakoś to odreagować i napisać cokolwiek, co pozwoliłoby mi oczyścić się z tych dziwnych emocji. Myślę, że to opowiadanie spełniło swoją rolę. Już od bardzo dawna nie byłam tak zaangażowana w pisarskie przedsięwzięcie. Każdej nocy siedziałam przed laptopem, poświęcając czas przeznaczony dla withnobody albo niebieskiego października. Z mojej strony mogę powiedzieć, że było warto. Nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej przy tych bohaterach. Gdyby nie awaria laptopa pewnie moja praca zakończyłaby się wcześniej, ale koniec końców każdy potrzebuje urlopu.
Właściwie napisałam to opowiadanie dla siebie. Długo zastanawiałam się, czy powinnam je publikować, ale myślę, że to w niczym mi nie przeszkodzi, a może nawet zadowoli kilka osób. Wiedziałam, że muszę skończyć tę historię, bo inaczej nie ruszyłabym z innymi tekstami. Będę prawdziwie szczęśliwa jeśli Wam również to opowiadanie przypadnie do gustu. A tak na marginesie, to mam wrażenie, że przez ten rok, od kiedy na nowo zaczęłam pisać, czekałam na taki przypływ natchnienia. Pisanie tej historii było czystą magią.
Pozostaje mi w końcu się zamknąć i pozwolić czytać. Jednak niezależnie od tego, jakie złe może to się okazać, to czerpię ogromną satysfakcję ze swojej pracy. Pierwszy raz od pół roku. Już wydawało mi się, że wypaliłam się pisarsko i nagle doznałam olśnienia. I chyba też z tego powodu podchodzę do tego opowiadania niezwykle osobiście.
Z racji tego, że to opowiadanie całościowe i jest długie na swój sposób, pozostaje mi życzyć powodzenia i wytrwałości. Po cichu liczę, że nikt nie zaśnie przed komputerem/laptopem/telefonem. Wątpię, by przez najbliższe dwa miesiące coś się tu pojawiło więcej, więc można to traktować jako swego rodzaju rekompensatę.
No to tyle, zapraszam!
Je me demande si je te manque parfois. Parce que toi, tu me manques constamment.
/zastanawiam się czy za mną tęsknisz. Bo ja tęsknię za tobą nieustannie/
je te manque parfois?
Zastanawiam się czy tęsknisz za mną czasami. Zastanawiam się czy ty też tracisz oddech i zapadasz się w otchłań mroku i rozpaczy. Nigdy nie potrafiłam wybaczyć sobie tamtego spotkania. Raz po raz stawałam przed lustrem, licząc, że smutek widniejący w mych oczach zniknie na zawsze. Czas jednak płynął nieubłaganie, a ja nie potrafiłam zapomnieć o tym, co mi wówczas powiedziałeś. Wbrew twemu przekonaniu nie byłam tchórzem. Nie bałam się od niego odejść. Bałam się jedynie, że jestem twoją kolejną zabawką, którą zechcesz pocieszyć a potem porzucisz. Niewiele się pomyliłam, prawda?
Dokładnie pamiętam dzień, w którym cię poznałam. Lucas po raz pierwszy zabrał mnie na wasz koncert i zaprosił na after party. Nie wiem czy byłam zbyt szalona, by mu odmówić czy zbyt oddana, by się czemukolwiek sprzeciwić. Na dodatek chciałam poznać mężczyzn i kobiety, z którymi spędzał każdą wolną chwilę. Jak głupia uwierzyłam jego zapewnieniom, że to tylko koleżeńskie spotkanie po ciężkiej pracy. Nie zdziwi cię więc fakt, że byłam oszołomiona liczbą gości i ilością alkoholu, który rozlewał się wszędzie, gdzie tylko spojrzałam. Mój dobry humor minął szybko. Chciałam stamtąd wyjść i tym samym uniknąć ciekawskich spojrzeń i niewygodnych pytań. Byłam dziewczyną Lucasa od przeszło siedmiu miesięcy, a on nadal udawał, że nie istnieję. Miało nam to zapewnić dyskrecję, ale patrząc na to teraz, wydaje mi się, że była to tylko zwykła wymówka. Wówczas przyjmowałam tę wersję bez zająknięcia, ciesząc się, że myśli o nas w ten wyjątkowy sposób. Potrafiłam nawet zrozumieć to, że nie spędził ze mną ani sekundy podczas tego małego przyjęcia. Byłam jedynie smutna i zmęczona, dlatego podeszłam do baru, by jeszcze chwilę na niego poczekać. Nie chciałam wychodzić bez słowa, bowiem wydawało mi się to zwyczajnie niegrzeczne i pasujące raczej do zazdrośnicy aniżeli wyrozumiałej dziewczyny. Szukane go było bezcelowe, więc po prostu usiadłam na stołku przy barze, zamawiając martini.
- Wyszedł zapalić - usłyszałam obok, jednak nie wykręciłam się, by spojrzeć Ci w twarz. Choć od razu rozpoznałam twój głos, nie mogłam pozwolić sobie na zbyt żywą reakcję. Pragnęłam, by znajomi Lucasa uznawali mnie za rozsądną kobietę, chociaż miałam ledwie dziewiętnaście lat. W zamian skinęłam głową, unosząc delikatnie kącik ust.
- Dziękuję - odparłam cicho, bawiąc się komórką spoczywającą na blacie. Ty z kolei przeliczałeś ilość papierosów w paczce i mruczałeś coś pod nosem. Wydałeś mi się wówczas bardzo odległy; jakby dzieliły nas tysiące kilometrów a przecież siedziałeś ledwie kilkanaście centymetrów dalej. Barman podsunął mi kieliszek, a potem nalał ci whisky. Ostatecznie siedzieliśmy w ciszy, pijąc podane nam alkohole. Kątem oka obserwowałam jak trzymasz w dłoni szklane naczynie i przesuwasz go między kciukiem i palcem wskazującym. Na twych wąskich ustach rysował się niewyraźny uśmiech, którego w pełni nie dostrzegałam przez opadające ci na twarz włosy. Kolejne minuty minęły nam na tym samym. Ja piłam drugie martini a ty wciąż piłeś swoje whisky. Jedyne, które wtedy zamówiłeś. Nigdy nie zastanawiałam się, co tam robiłeś, bo może gdybym to zrobiła, moje życie wyglądałoby inaczej? Odczekałam jeszcze trzydzieści minut, po czym podziękowałam barmanowi, uregulowałam rachunek i wstałam z krzesła. Drgnąłeś lekko, ale nie dałeś niczego po sobie poznać. W końcu wykręciłeś się do mnie, uśmiechając delikatnie, choć twoje oczy nie wyrażały żadnych emocji.
- Jestem Lorenzo - powiedziałeś wyjątkowo ciepło, podając mi dłoń, którą uścisnęłam po dłuższej chwili.
- Emma...
Nim zdążyłam cokolwiek dodać, pochyliłeś się i poprawiając kosmyk włosów, który opadł mi na twarz, powiedziałeś:
- Wiem, Lucas wiele o tobie mówi.
Zaśmiałam się, naiwnie licząc, że nie zauważyłeś jak zadrżałam pod wpływem twojego ciepłego oddechu. Nim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć, odsunąłeś się już na bezpieczną odległość, taksując mnie uważnym spojrzeniem.
- Cieszę się, że poznałam przynajmniej wokalistę. Miło było... milczeć z tobą.
Prawy kącik twych ust zadrgał, ale nie uśmiechnąłeś się tak jakbym tego oczekiwała. Będąc przekonaną, że nic już nie powiesz, pożegnałam się szybko i opuściłam lokal. Nie chciałam już spotkać się z Lucasem; nie chciałam patrzeć mu prosto w oczy, bowiem obawiałam się, że może tam zobaczyć odbicie twojego oblicza; melancholijnego, pogrążonego w smutku i nostalgii. Tamtego wieczoru moje serce przestało bić na cztery sekundy, a potem na nowo zaczęłam oddychać pewna tylko jednej rzeczy. Pewna tego, że już nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania.
Poznałam Lucasa przypadkiem. W jednej z wielu kawiarni, gdy kupowałam kawę na wynos. W porannym pośpiechu, kompletnie zapomniawszy się, przez przypadek zabrałam jego kawę i wyszłam z lokalu, kierując się w stronę szkoły. Nie zauważyłam ani podpisu na kubku ani tym bardziej tego, że kawa smakuje zupełnie inaczej niż zazwyczaj. On jednak w porę zrozumiał mój błąd i wybiegł na zewnątrz. Dogonił mnie po nie całej minucie. Nie wiem czy już wtedy stałam się niewolnikiem moich uczuć do niego czy nastąpiło to podczas naszego kolejnego spotkania. Wiedziałam, że gra w jakimś zespole, ale nie miałam pojęcia w jakim i czy jest tak popularny jak wszyscy dookoła mi mówili. Traktowałam go zwyczajnie, może właśnie tym go ujęłam? Zostaliśmy parą trzy miesiące po tym spotkaniu. Czułam się wtedy szczęśliwa. Nigdy potem nie byłam bardziej szczęśliwa niż na początku naszej znajomości. Wydawało mi się, że nic już nie zakłóci naszego spokoju, że miłość pomoże nam przezwyciężyć wszystko. To naiwne myślenie zamknęło mnie w dziwnej klatce. Klatce pełnej urojeń i nigdy niespełnionych marzeń. Lucas był ucieleśnieniem tego, co chciałam w nim widzieć. Widziałam więc oddanie, zaufanie, ogromne uczucie i spokój. Patrząc w jego oczy widziałam jedynie odbicie własnych uczuć, ale wciąż utrzymywałam, że to wyłącznie jego uczucia. Przez pierwszy rok głęboko wierzyłam w jego miłość. Uważałam, że jest ze mną, bo mnie kocha. Nie wiem jednak jaka była prawda. Nie wiem, jakimi uczuciami się posługiwał, by o mnie mówić, ale pewna jestem, że daleko było temu do miłości, jaką ja znałam i akceptowałam. Lucas był chłodnym mężczyzną, któremu zależało jedynie na karierze i zabawie. A ja byłam jego wyznacznikiem spokoju. Gdy wracał do mnie, wiedziałam, że chce odpocząć. Gdy z kolei wychodził z mieszkania, wiedziałam, że otrzymał to, czego chciał i idzie zaznać innych przyjemności. A mimo to nie potrafiłam go zostawić. Trwałam u jego boku, bo to była jedyna pewna rzecz w moim życiu. Jego uczucia, choć tak trywialne i odległe, były czymś, co utrzymywało mnie przy życiu. Kiedy cały mój świat stanął w płomieniach, tylko on okazał mi troskę, jak więc mogłam od niego odejść, nawet jeżeli powód tego był tak egoistyczny?
Wiem, że tego nie zrozumiesz, bowiem dla ciebie liczyły się tylko te uczucia, które były prawdziwe. Nigdy nie byłeś w stanie zrozumieć kogoś kto wybiera bezpieczne wyjście, nawet jeśli to jedyne co mają. A ja miałam tylko Lucasa. Wszyscy odeszli. Zniknęli w otchłani przeszłości i nie mogłam ich już stamtąd wydobyć. Nawet gdybyś próbował mi pomóc, nie miałbyś pojęcia jak czarne i okrutne są moje demony. Doceniałam twoje zaangażowanie, ale za każdym razem, gdy robiłam krok ku tobie, ty robiłeś dwa kroki ode mnie. Nie mogłam ci zaufać, Lorenzo. Nie mogłam pokładać nadziei w kimś, kto nie wiedział czego chce. Życie z Lucasem było łatwe, bowiem wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Być może jego emocje były płytkie i dyktowane przez rozsądek, i może gdy mówił, że mnie kocha, kłamał, ale wiedziałam to. I to zabezpieczało mnie przed upadkiem.
Pięć miesięcy później zostałam oficjalnie przedstawiona jako dziewczyna Lucasa Leroya. Ku mojemu zdziwieniu wasz zespół przyjął mnie wyjątkowo ciepło. Jak zapewne pamiętasz, siedzieliśmy w niewielkiej restauracji na przedmieściach, rozmawiając o rzeczach nieistotnych. Jedyną osobą, która nie wykazywała żadnej inicjatywy byłeś ty. Przyglądałeś się nam z ostrożnością, jakby obawiając się, że ktoś powie coś nieodpowiedniego i wybuchnie kłótnia. Raz tylko skomentowałeś wypowiedź Pierre'a, a potem na nowo zasępiłeś się w swojej niedostępnej melancholii. Odnosiłam wówczas wrażenie, że jesteś bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Gdy powiedziałam o tym Lucasowi, roześmiał się w odpowiedzi głośno, mierzwiąc moje włosy. Czasami czułam się jak jego zwierzątko, choć za każdym razem oddalałam od siebie tę natrętną myśl.
- Lorenzowi daleko do melancholika. Pewnie jego kolejna seks-przyjaciółka go porzuciła - odparł beztroskim tonem, przytulając mnie do swojego boku. Pomyślałam, że nie ma racji i pomimo tego, że zna cię tak długo, to niewiele musi o tobie wiedzieć. Nie miałam pojęcia, skąd ta pewność, ale nie wydawałeś się mi być człowiekiem takiego pokroju. Byłeś kolejnym mężczyzną, którego wyidealizowałam. Już wtedy zaczęło mi na tobie zależeć, choć tego nie zauważałam.
Rozmawiałeś ze mną tylko wtedy, gdy byliśmy sami. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym dłużej niż to było koniecznie. Lucas zawsze był zbyt zajęty lub zbyt zmęczony, by dotrzymać mi towarzystwa, a więc przejmowałeś poniekąd jego rolę, umilając mi czas na tych dziwnych, pełnych przepychu przyjęciach dla zespołów. Tylko u twego boku mogłam zachowywać się naturalnie. Zdejmowałam maskę uprzejmości, dzieląc się z tobą swoimi smutkami i niepewnością, która gnieździła się na tyłach mojej podświadomości. Nie wiem, dlaczego to robiłam, ale wydawało mi się, że jesteś jedyną osobą, która mnie słucha i która chce mi pomóc. Mocno wierzyłam w twoje słowa i twój uśmiech. Było w tobie zbyt wiele melancholii, bym mogła poddać twoją opinię wątpliwości. Może właśnie to był błąd. Może gdybym wykazała się większą ostrożnością, nie doszłoby do innych rozmów, a one nie doprowadziłyby mnie tu. To byłoby wielkie szczęście, nie sądzisz?
Nie potrafię wskazać momentu, w którym stałeś mi się bliski. Uważałam cię za przyjaciela. Prawdopodobnie jedynego jakiego miałam. Nie spędzaliśmy wprawdzie zbyt wiele czasu, ale za każdym razem, gdy mogłam z tobą porozmawiać, czułam, że moje życie rozświetla dziwny promień. Promień optymizmu i otuchy. Z nikim innym nie rozmawiałam o swojej przyszłości; o swoich planach i marzeniach, których - jak byłam pewna - nigdy nie zrealizuję. Dotrzymywałeś mi kroku, gdy stresowałam się egzaminami i gdy niepewna swej wiedzy, użalałam się nad sobą. Lucas był mi wówczas odległy, jakby zapomniany. Na próbach nie patrzyłam na niego. Wsłuchiwałam się jedynie w twój głos i zapomniałam o tym, co mnie kiedykolwiek martwiło. Gdy Lucas znikał z mojego życia, pojawiałeś się ty. I tak jak tego wieczoru, gdy się poznaliśmy, tkwiłeś u mego boku milczący. Niewiele o tobie wiedziałam. Niewiele o sobie mówiłeś, a ja nie chciałam dopytywać. Wystarczyło mi tylko to, że mogłam cię mieć na tych kilka krótkich chwil i usłyszeć twój głos. Rzadko się uśmiechałeś, ale gdy to robiłeś, wiedziałam, że jest to wyjątkowy moment. Łączyła nas niecodzienna więź, której nie potrafiłam opisać słowami. Nie potrafiłam też porównać tego do czegokolwiek innego. Moje przyjaźnie niknęły wobec tego, co łączyło nas oboje. Wydawało mi się, że to ze względu na twój wiek. Byłeś starszy i, w moim przekonaniu, mądrzejszy ode mnie. Skradłeś moje serce, choć inaczej niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrażać. Moje uczucia względem ciebie były czyste i niewinne. I chciałam, by pozostały takie na zawsze.
Pół roku później moje życie nabrało innego wymiaru. Osoby, które kochałam i które były mi bliskie zginęły. Jeden nieszczęśliwy wypadek pogrzebał moje nadzieje i moją wiarę. Tego samego dnia podjęłam pierwszą próbę samobójczą, którą udaremnił Lucas. Spędził ze mną całą noc, kołysząc mnie w swoich ramionach i zapewniając o swojej miłości. Byłam bezbronna. Osamotniona i skazana na zło tego świata. Moja egzystencja stała się krzykiem rozpaczy i choć moje serce umierało, nie mogłam opuścić tego świata. Lucas przesunął nagrywanie waszego nowego albumu, spędzając ze mną każdą chwilę. Uczył mnie żyć na nowo. Uczył mnie jak żyć, nie czując nic ponad bezsilność i nieszczęście. Brakowało mi ciebie, wiesz? Przez cztery miesiące nie widziałam cię ani razu. Nie pojawiłeś się, by ze mną porozmawiać, a ja nie miałam komu wyjawić swoich demonów. Poczułam wtedy, że byłeś ze mną tylko dlatego, że Lucas cię o to prosił, a ja tak naprawdę nigdy nie miałam dla ciebie znaczenia. Bardziej bolało mnie to niż zdrady Lucasa. Twoja zdrada, choć zupełnie inna w swym wymiarze, była kolejną bolesną raną. I nie potrafiłam ci tego wybaczyć. Dogorywałam więc w ramionach twojego przyjaciela, powoli przyzwyczajając się do myśli, że będę sama, bo jeżeli nie mogłam liczyć na ciebie, nie mogłam już liczyć na nikogo.
Minęło pół roku zanim powróciłam do świata żywych. Nadal nie potrafiłam się uśmiechać. Kluczyłam między tym, co słuszne a tym co racjonalne. Nie chciałam okazywać słabości. Słabość była oznaką ludzi przegranych, a ja byłam po prostu martwa. Udawałam, że czuję się dobrze. Udawałam, że samotność nie stała się moim pożywieniem. Przeprowadziłam się do Lucasa, licząc, że ta zmiana zmusi mnie do podjęcia decyzji o mojej przyszłości. Wznosiłam się i upadałam. Zdarzały się noce, kiedy uciekałam ulicami miasta, nie pamiętając tego kolejnego dnia. Czasami spałam całymi dniami, by wstać i nie pamiętać, kiedy ostatni raz patrzyłam w lustro. Lucas dzielnie znosił moje wahania. Gdy rozpoczęliście trasę koncertową, wynajął opiekunkę, która mi pomagała w codziennych czynnościach. Po miesiącu odesłałam ją do innej pracy, bowiem wydawało mi się, że potrafię już o siebie zadbać. I gdy byłam u progu tak ważnej decyzji, dowiedziałam się, że masz dziewczynę. Zrozumiałam wtedy, dlaczego mnie opuściłeś. Miałeś inną, nie potrzebowałeś więc balastu w postaci mojego smutku. Nie interesowałam cię. Robiłeś to, bo tego od ciebie wymagano. Porównywałam się do Noemie i za każdym razem wiedziałam, że to idiotyczne. Nie mogłam się jej równać. Ta rozpacz położyła kres tej pierwszej. Ludzie, których kochałam, odeszli. Mój jedyny przyjaciel zakochał się i o mnie zapomniał. Pozostawał mi więc Lucas, bowiem on, bez względu na wszystko, zawsze do mnie wracał.
Minęły dwa lata od naszego pierwszego spotkania i dziewięć miesięcy od naszego ostatniego spotkania. Zobaczyłam cię stojącego obok Noemie i uśmiechniętego. Nie był to jednak uśmiech, który wyrażałby radość. Przysunęłam się bliżej Lucasa, obawiając się tego spotkania zbyt bardzo, by zrobić kolejny krok. Odczuwałam zbyt silny żal i smutek, by móc zamienić z tobą choćby jedno zdanie. Zakryłam twarz za woalem włosów, siląc się na uprzejmość. Nie mogłam zawieść Lucasa. Stanęliśmy więc obok was, a moje myśli skupiły się na nowo na moim porównaniu z Noemie. Ubrana w granatową sukienkę nie mogłam zrównać się z jej blaskiem. Podczas tego wieczoru zrozumiałam, dlaczego ją wybrałeś. Noemie była zabawna, inteligentna i piękna. Patrząc na nią, odnosiłam wrażenie, że jest kobietą, której potrzebujesz; że jej siła jest w stanie przegonić twój smutek. Tamtego dnia nie spojrzałeś na mnie ani razu. Czułam, że mój kruchy świat niszczeje od tego milczenia. Tęskniłam za tobą. W ten dziwny, odbierający dech w piersiach sposób tęskniłam za tobą, bowiem wiedziałam, że jesteś jedyną osobą, która potrafiłaby mnie zrozumieć. Jednak ty nie chciałeś mnie już w swoim życiu i starałam się z tym pogodzić. By żyć potrzebowałam miłości Lucasa; tego niewiele wartego uczucia, który utrzymywało mnie w ryzach. Zależało mu na mnie. Nie podjęłam więc kolejnej próby samobójczej. Choć wiedziałam, że gdybym umarła, niewiele by go to obchodziło. Może uroniłby kilka łez, a potem wrócił do swojej kochanki. Przy życiu utrzymywała mnie myśl, że być może pewnego dnia dostrzeżesz mój smutek i przyjdziesz mi na pomoc. Bo jeżeli nie ty, nikt już nie mógł dostrzec mojego cierpienia.
Moje życie stawało się monotonnym poszukiwaniem miejsca, w którym mogłabym się skryć. Uciekałam przed tym wielkim światem w nadziei, że któregoś dnia zgubię się i nie wrócę. Lucas zaprowadził mnie do psychologa, ale diagnoza go nie usatysfakcjonowała, więc położył kres tym wizytom. Za każdym razem mówił mi, że chce mi poświęcić więcej czasu, że pragnie mnie wspierać, ale praca przejmuje nad nim kontrolę. Zapewniał mi wszystko, jedyne czego mi odmawiał to wspólny czas i nie ukrywam, że sprawiało mi to radość. Jego prezenty nie miały znaczenia. Znaczenie miała jego nieobecność, która pozwalała mi tonąć w morzu własnych łez i smutków. Lucas nigdy nie widział mnie zrozpaczonej. Oprócz dnia, w którym dowiedziałam się, że moi rodzice nie żyją, Lucas nie widział mnie płaczącej. Prawdopodobnie nie chciał być tego świadkiem, bowiem to wymagało czegoś więcej aniżeli przytulenia i pogłaskania po plecach. Jego zdaniem problemy należało rozwiązywać seksem i w konsekwencji stało się to naszym sposobem na unikanie rozmów. Ja nie mówiłam o uczuciach, a on nie musiał odczuwać dyskomfortu związanego z okazywaniem troski. Uzupełnialiśmy się idealnie, żyjąc w tej iluzji.
Nadszedł dzień, kiedy dowiedziałam się, że twój związek z Noemie to przeszłość. Tego dnia Lucas był wyjątkowo rozmowny. Wrócił do mieszkania przed północą, usiadł przy kuchennym stole i zapalił papierosa. A potem, tonem, który uznałabym za prześmiewczy, oznajmił mi, że jesteś już wolnym człowiekiem.
- Zdradzał ją od pół roku, więc w końcu go kopnęła - odparł, biorąc łyk whisky.
Nie chciałam w to uwierzyć. Nie chciałam, by ktokolwiek mówił o tobie w ten sposób, ale to właśnie wtedy zaczęłam zastanawiać się, kim naprawdę jesteś. Lucas wciąż mówił o tobie jak o zwykłym kobieciarzu, choć on sam nie był lepszy. Nie mogłam już wierzyć obrazowi, który nękał mój chory umysł. Lorenzo, nie byłeś już złotym chłopcem. Usiadłam wówczas u boku Lucasa, nalewając sobie do szklanki alkoholu. Nie wiem, czy upiłam się ze smutku czy z radości. Byłam wypalona i obojętna na ból, który rozsadzał mi klatkę piersiową.
Lucas znowu zostawił mnie przy barze, wychodząc na zewnątrz. Czasami zastanawiałam się, dlaczego znika podczas tych dziwnych przyjęć i wraca za kilka godzin lub wcale, tym samym pozostawiając mnie na pastwę siebie samej. Gdy go o to pytałam, śmiał się i wymyślał dziwne historie, w które wierzyłam, bo tak było o wiele łatwiej. Tamtego wieczora, pierwszego od niepomnych czasów, znowu pojawiłeś się u mojego boku - milcząc. Zamówiłeś kieliszek czystej wódki i z westchnieniem usiadłeś na stołku.
- Przepraszam - wyszeptałeś po dziesięciu minutach.
Nie odpowiedziałam.
Zadałam sobie wówczas pytanie, dlaczego zawsze czekam na Lucasa przy barze, skoro wiem, że po mnie nie wróci. Nigdy nie przychodził, po co więc tu tkwiłam, skoro najwyraźniej nie miałam dla niego znaczenia? Łzy zapiekły mnie pod powiekami, jednak stłumiłam w sobie ten odruch. Zacisnęłam mocno powieki, odliczając do dziesięciu. Tak bardzo pragnęłam, byś zniknął.
- Przepraszam, Emma - powtórzyłeś, dotykając mojego ramienia.
Poczułam się jak zabawka, do której wracałeś, bo rzuciła cię dziewczyna. To uczucie wypełniło moje serce, odbierając oddech. Gdy przestałam drżeć na całym ciele, wyjęłam z torebki pieniądze, położyłam je na barze i chwiejnym krokiem ruszyłam ku wyjściu. Nie pozwoliłeś mi jednak odejść. Ująłeś moje ramie stanowczo, przysuwając mnie do siebie. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu przysunąłeś się do mnie, szepcząc ledwie słyszalnie:
- Przykro mi. Bardzo mi przykro.
Wpatrywałam się w twoje naznaczone udręką oblicze, zastanawiając się, czy odczuwasz to samo co ja; czy nasza udręka jest tą samą udręką.
- Też mi przykro, Lorenzo - wydusiłam łzawym tonem, wyswobadzając się z twojego dotyku. Wypalałeś rany nie tylko na moim ciele. Moja tęsknota osiągnęła dziwny poziom; wahający się między rozpaczą a ulgą. Twoje spojrzenie pełne było frustracji i poczucia winy, ale nie potrafiłam cię z tego uwolnić. Dopóki dopóty nie byłam w stanie wybaczyć ci rocznego milczenia, nie mogłam pozwolić ci na wolność. Egoistycznie pragnęłam, by moja męka stała się również twoją. Pragnęłam, byś cierpiał równie mocno jak ja. Wykorzystując chwilę twojej nieuwagi, bowiem barman zapytał o kolejny kieliszek, wybiegłam z pubu, kierując się w nieznanym mi kierunku. Chciałam być z dala od ciebie i dręczących mnie demonów. Zdradziłeś mnie, Lorenzo. Najpierw mnie opuściłeś, a potem zadałeś ostateczny cios. Wiedziałam, że nie powinnam niczego od ciebie wymagać, bowiem dotrzymywałeś mi tylko towarzystwa, ale to i tak bolało. Bolało o wiele bardziej niż nieobecność Lucasa.
Gdy wróciłam do mieszkania, Lucasa jeszcze w nim nie było. Nadal drżąca, z rozmazanym makijażem i w zakurzonych ubraniach położyłam się w łóżku, nakrywając kołdrą. Zastanawiałam się, dlaczego mnie przepraszałeś i przede wszystkim za co. Za to, że cię nie było, gdy cię potrzebowałam, za Noemie, za to spotkanie czy za to, że nie miałeś odwagi, by ze mną porozmawiać przez miniony rok? A może było ci przykro z powodu tego, że nigdy nie byłeś ze mną szczery albo, najzwyczajniej na świecie, z powodu moich rodziców? Łkałam w poduszkę, żałując, że kiedykolwiek pozwoliłam ci zbliżyć się tak blisko, że pozwoliłam ci przeniknąć do swojego serca.
Nie potrafiłam wskazać powodów, dla których chodziłam na wasze nagrana i próby. Lubiłam jedynie to uczucie, które pozwalało mi sądzić, że jestem częścią czegoś ważnego. Ponadto mój czas nie stawał się straconym czasem; miałam wymówkę, by uciekać przed prawdziwym życiem i ostatecznie utknęłam w koszmarze. Przesiadywałam w waszym niewielkim studio w centrum miasta, wyobrażając sobie, że kiedyś staniecie się na tyle popularni, że ludzie na całym świecie będą znać wasze piosenki. Potem zastanawiałam się, ile byłoby z tego pożytku a ile szkód, bowiem będąc znanym tylko na skalę kraju nie mogliście poradzić sobie z mediami, co więc stałoby się wówczas? Unikałam czytania gazet. Unikałam również przeglądania portali plotkarskich i oglądania programów muzycznych. Czułam, że to jedyna właściwa droga, by nie poddać się temu szaleństwu. Nie mam pojęcia, dlaczego kupiłam tamtą gazetę, choć wiedziałam, że przeczytam tam stek bzdur, które mnie zranią. Przeszłam pół miasta, trzymając w dłoni ten szmatławiec, by w końcu usiąść w kawiarence i skupić się na dodatku, który zawierał fakty o waszym zespole, które - według dziennikarzy - nigdy nie zostały ujawnione.
Nie wiem, co zabolało mnie bardziej: czy informacje o mojej chorobie psychicznej i powolnym staczaniu się na dno ludzkich pragnień czy informacje na twój temat. Wymieniono dziesiątki twoich kochanek, opatrując je obszernym komentarzem. Ogłoszono cię zimnokrwistym i pozbawionym jakichkolwiek uczuć kobieciarzem. Wątpiłam w to. Tak bardzo chciałam wątpić w każde słowo. Nie zwróciłam uwagi na artykuł o Lucasie. Nie spojrzałam nawet na cztery zdjęcia przedstawiające kobiety, z którymi spotkał się podczas mojej żałoby. Uczucia względem niego niknęły, gdy twój nieskazitelny obraz był przesłaniany tymi wszystkimi doniesieniami. Chciałam wierzyć twemu spojrzeniu. Chciałam, by Lucas i te wszystkie gazety nie miały racji. Jednak z każdym dniem, z każdym oddechem oddalałam się od wizji, która narodziła się podczas naszego pierwszego spotkania. I to łamało mi serce za każdym razem.
Dźwięk jaki wydał domofon przeciął ciszę panującą w mieszkaniu. Bezmyślnie podniosłam słuchawkę, nacisnęłam odpowiedni przycisk i na nowo usiadłam na kanapie. Nie spodziewałam się Lucasa o tak wczesnej porze, jednak nikt nie składał nam niezapowiedzianych wizyt, więc machinalnie otworzyłam drzwi, wracając do swoich poprzednich czynności. Po chwili jednak mych uszu dotarł dźwięk dzwonka, co zbiło mnie z tropu. Lucas nie miał w zwyczaju dzwonić. Zaalarmowana tym dziwnym wydarzeniem, podbiegłam do drzwi, otwierając je bez zastanowienia. Nie uważałam, by jakikolwiek reporter mógł mnie nachodzić. Nawet jeśli wasza płyta okazała się niekwestionowanym hitem. W progu stałeś jednak ty. Równie zdziwiony jak ja.
- Lucasa nie ma w domu - odparłam instynktownie, nie wiedząc, co innego mogłabym powiedzieć w tej sytuacji.
Przez chwilę przyglądałeś mi się uważnie, jakby nadal rozważając, czy podjąłeś słuszną decyzję przychodząc tutaj. Pomimo iż liczyłam, że szybko odejdziesz, pewna część mego umysłu pragnęła, byś usiadł ze mną przy stole i po prostu milczał. Cisza była łatwiejsza do zniesienia niż słowa, które mogły sprawić nam ból.
- Nie szkodzi, mogę na niego poczekać.
Przesunęłam się, umożliwiając ci wejście. Nigdy nie przebywaliśmy sami w jednym mieszkaniu. Nigdy nie czułam się tak zlękniona jak wówczas. Zakryłam więc twarz włosami, licząc, że nie dojrzysz w ten sposób moich oczu. To co mógłbyś w nich wyczytać tylko skomplikowałoby naszą samotność.
- Napijesz się czegoś?
Nie wiem, czy zrobiłeś to specjalnie czy przez pomyłkę, bowiem nigdy nie robiłam ci niczego do picia, jednak kiedy usłyszałam zwyczajowe to co zawsze, wiedziałam, że oczekujesz kawy.
- Będzie ci przeszkadzać jeśli zapalę?
Pokręciłam głową, podsuwając ci popielniczkę, by ostatecznie usiąść obok ciebie przy naszym niewielkim, kuchennym stole. Nie chciałam inicjować rozmowy. Sądziłam zresztą, że jesteś tu tylko ze względu na Lucasa i cokolwiek nie wydobyłoby się z moich ust, nie miałoby to najmniejszego znaczenia. Miniony rok zmienił wiele w moim patrzeniu na świat. Nie byłam już naiwną nastolatką, która pragnęła miłości z książek i romansów wyjętych prosto z amerykańskich filmów. Życie miało gorzki smak. Nie było w nim miejsca na fantazje i dodawanie historii tam gdzie w efekcie ich nie było. Dostrzegałam drugą stronę medalu i wiedziałam, że każda wspólne spędzona chwila była tylko moim wyobrażeniem. Tak bardzo chciałam mieć cię za przyjaciela, że wykreowałam tego idealny obraz. A ty po prostu spełniałeś życzenia Lucasa. Ta myśl bolała, choć nie tak bardzo jak mogłaby.
- Jak się czujesz? - zapytałeś nagle, nie ukrywając troski w swoim głosie.
- Nie musisz udawać, Lorenzo. Wiem, że wtedy byłeś ze mną ze względu na Lucasa. Chroniłeś jego, przy okazji opiekując się mną. Naprawdę nie musisz już tego robić.
Nie wyobrażasz sobie, jak wiele samozaparcia wymagało ode mnie wypowiedzenie tych słów na głos. Wewnątrz cała drżałam, a z mych oczu płynął potok łez. Byłam bezbronna i bezsilna przed twoim obliczem. Obawiałam się, że gdy na ciebie spojrzę, to siła, która pozwoliła mi to powiedzieć, zniknie bezpowrotnie. Jednak nie chciałam złudzeń. Nie chciałam, byś robił cokolwiek wbrew sobie. A ponad wszystko nie chciałam być już więcej okłamywana. Twoja dłoń dotknęła mojego podbródka, unosząc go delikatnie. Zmuszałeś mnie, bym na ciebie spojrzała, co wydawało się być zbyt trudne do wykonania. Twój kciuk musnął mój policzek, rozpalając go do czerwoności.
- Emma, proszę, spójrz na mnie.
Uczucie w twoim głosie sprawiło, że poddałam się twej woli. Nieśpiesznie uniosłam wzrok, napotykając twoje zranione spojrzenie. W twych tęczówkach dostrzegłam ból, który odebrał mi oddech. Nie chciałam sprawić ci przykrości. Chciałam być szczera, ale nawet i to wydawało się być tylko moim nabożnym życzeniem. Nie potrafiłam zinterpretować tego, co zobaczyłam. Żal i przygnębienie, które naznaczyły twoją twarz były moją zgubą. Zamiast powiedzieć cokolwiek, rozpłakałam się, nie radząc sobie ze swoimi emocjami. Tak bardzo cię potrzebowałam. Tak bardzo tęskniłam za twoją obecnością, że wolałam wmówić sobie twoją obojętność niż uwierzyć w łączącą nas więź. Nie mieliśmy przyszłości, dlaczego więc miałabym śnić ten koszmar na jawie? Kiedy mnie przytuliłeś, wiedziałam już, że nigdy nie moglibyśmy być tylko przyjaciółmi. Trzymałeś mnie mocno, przyciśniętą do swojego boku, szepcząc słowa, których nie rozumiałam z powodu swojego szlochu. Łkałam głośno, mocząc twoją koszulę. To jednak wydawało się niczym w porównaniu do uczucia, jakie mną wówczas zawładnęło. Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się spokojna i bezpieczna. Oddalona od codziennej samotności.
Twoje ramiona były moim wybawieniem. Przez tych kilka minut czułam, że moje życie może nabrać inny kierunek. Byłam w stanie wypłynąć na pełne morze. Do tej pory zdana byłam jedynie na Lucasa. Mając cię u swego boku byłam w stanie zrobić wszystko. To pozorne szczęście trwało jednak zbyt krótko. Odsunąłeś mnie od siebie, oddychając ciężko. Twoje powieki nadal były zamknięte.
- Jesteś szczęśliwa z Lucasem? - zapytałeś szeptem, pocierając skroń.
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Tak jak na wiele innych pytań, które padły z twoich ust. Wpatrywałam się w ciebie ze strachem w oczach, próbując zdobyć się na choćby prostą odpowiedź. Czy byłam szczęśliwa z Lucasem, czy mogłabym być z nim szczęśliwa? Zapewniał mi wszystko to, czego potrzebowałam; pomógł mi, gdy byłam sama i wracał do mnie, co stawiało mnie wysoko w jego dziwnej hierarchii. Nie wierzyłam już w wielkie miłości ani szalone uniesienia i pożądanie wynikające z głębokich uczuć. Przyzwyczaiłam się do niego, bowiem zapewniał mi stabilność, ale czy sprawiało mi to radość?
- Nie jestem z nim nieszczęśliwa - odpowiedziałam lakonicznie, patrząc, jak wyjmujesz z papierośnicy papierosa i odpalasz go wolno. Cisza jaka zapanowała między nami była trudna do zniesienia. Wsłuchiwałam się w twój oddech, jednak nie przynosiło mi to ulgi. Milczenie, które uważałam za naszą siłę, stało się nagle słabością.
- Emma...
Wziąłeś głęboki oddech, jakby walcząc ze swoimi demonami. Chciałam je poznać. Chciałam je zwalczać razem z tobą, ale najwyraźniej to była ostatnia rzecz, której pragnąłeś.
- Nie mogę cię odebrać Lucasowi - wyznałeś w końcu, zaciągając się dymem. Twoja twarz wyrażała boleść i smutek, oczy z kolei były tym razem puste; dokładnie takie, jakbyś w całym swym życiu nie poznał żadnych uczuć.
Otworzyłam usta, by powiedzieć cokolwiek, jednak po chwili zamknęłam je, przyzwyczajając się do swojej bezradności. Byliśmy tylko marionetkami losu, które przeznaczenie oddało w ręce szaleństwa. Nie byłam w stanie z tym walczyć, nawet jeżeli niewiele rozumiałam z tego, co się między nami działo.
Czy byłam zabawką? Nie mogłeś mnie odebrać, a więc byłam własnością Lucasa. I to nie było kłamstwo, bowiem czułam się dokładnie w ten sposób. Jak rzecz, która do niego należała. Lorenzo, gdybym ci powiedziała, że jestem nieszczęśliwa, zabrałbyś mnie stamtąd?
Nigdy nie negowałam uczuć Lucasa, choć zdawałam sobie sprawę, że jedyną osobą, którą naprawdę kocha jest on sam. Mój chłopak był egoistą. Zważał jedynie na swoje własne dobro, często zapominając po co właściwie jest ze mną. Kiedy wracał do mieszkania po koncercie, zaszywał się w swoim gabinecie, ignorując moją obecność. Jednak kiedy ten dziwny okres apatii mijał, Lucas wracał do mnie, spędzał ze mną każdą wolną chwilę i mówił mi, że jestem najważniejsza. Nasz związek opierał się tylko na tych rzadkich chwilach, gdy czułam, że coś dla niego znaczę. Nie byłam w stanie go zostawić, bo nie miałam już nikogo, kto mógłby się mną zaopiekować. Moi rodzice nigdy nie utrzymywali kontaktów z rodziną. Naturalne więc było, że po ich śmierci nie posiadałam nikogo, z kim mogłabym współdzielić wspomnienia z nimi związane. Lucas stał się moją opoką. Nawet jeżeli wiedziałam, że jego uczucie nie należy do szczerych, to wierzyłam, że to jedyna słuszna decyzja. Pomimo wszystko był ze mną, a więc musiałam być dla niego ważna. Nie tak jak muzyka, ale odgrywałam jakąś rolę w jego życiu, a to było o wiele więcej niż mogłabym oczekiwać. Nie chciałam skupiać na sobie całej jego uwagi. Jedyne czego chciałam to czyjeś obecności i on mi to zapewniał, choć daleko temu było do ideału.
W dzień moich urodzin Lucas zabrał mnie na plażę. Chłodny wiatr muskał nasze twarze, a stopy zapadały się w mokrym piasku. Nie widziałam sensu w tej dziwnej wycieczce, ale nie chciałam sprawiać mu przykrości. W jego oczach widziałam determinację i nadzieję, jak więc miałabym mu to odebrać? W końcu znaleźliśmy się przy skałach, które w swym cieniu skrywały rozłożony, biały koc, na którym spoczywał bukiet czerwonych róż. Uśmiechnęłam się na ten widok, przysuwając bliżej Lucasa. Nie byłam szczęśliwa, nie chciałam jednak, by to zauważył. Nie potrafiłam już cieszyć się z takich gestów. Gdy zbliżyliśmy się do przygotowanego miejsca, usłyszałam muzykę wydobywającą się z niewielkich głośników przytrzymujących materiał. Spokojna melodia łagodziła chłód, który tego dnia naznaczał nasze ciała. Poczułam się tak, jakbym znalazła się w innej rzeczywistości. Poczułam wówczas, że muszę się mylić w swoich osądach. Lucas kochał mnie. Kochał mnie o wiele bardziej niż na to zasługiwałam.
Kiedy moje stopy dotknęły ciepłego koca, Lucas uklęknął przede mną, zadając to straszne pytanie.
- Wyjdziesz za mnie?
Pierścionek ze szkarłatnym oczkiem osadzony w jasnym aksamicie zamigotał mi przed oczyma. Nie sądziłam, by Lucas na poważnie rozważał nasz ślub. Podejrzewałam, że podjął tę decyzję tylko po to, by uciszyć prasę i tym samym zakończyć temat swoich domniemanych zdrad. Na dodatek byłam przekonana, że jakiś mężczyzna robi nam zdjęcia z oddali. Nie chciałam być jednak niewdzięczna i dumna. Nasz związek opierał się na zupełnie innych zasadach i przyjęłam je w momencie, gdy wprowadziłam się do mieszkania Lucasa. Możesz nazwać mnie naiwną i głupią, ale nie śniłam o bajkowej miłości. To co otrzymywałam od Lucasa wystarczyło, by normalnie funkcjonować. W konsekwencji przyjęcie jego oświadczyn nie zmieniało wiele. Od tej chwili byłam tylko jego narzeczoną, choć w hierarchii jego wartości nadal zajmowałam to samo miejsce.
Nie pamiętam, czy było mi przykro, gdy podczas przyjęcia zorganizowanego z okazji zaręczyn Lucas na nowo zniknął na tyłach restauracji. Przywykłam już do jego nieobecności. Z czasem nawet polubiłam czas spędzany przy barze. Po niewczasie zdałam sobie sprawę, że lubię go tylko dlatego, że mogę go spędzać z tobą.
Bez Lucasa u boku nikt nie zwracał na mnie uwagi. Usiadłam więc przy barze, zamawiając drink, którego nazwa jako pierwsza rzuciła mi się w oczy. Barman po chwili podsunął mi szklankę z alkoholem, uśmiechając pocieszająco. Nawet obsługa wiedziała, jak trudne musi być moje życie.
- Twój chłopak znowu zniknął?
- Narzeczony - odparłam chłodno, wypijając niemal pól trunku na raz. Nie chciałam okazać słabości. Nie w momencie, kiedy stałeś tuż obok mnie. W zamian zaśmiałeś się jedynie, zamawiając whisky. Nienawidziłam, gdy piłeś whisky, a potem paliłeś te cholerne papierosy. Cuchnąłeś wtedy dokładnie tak samo jak Lucas. Stawałeś się wówczas cyniczny i oziębły, co sprawiało mi smutek.
- Naprawdę weźmiesz z nim ślub?
Wzruszyłam ramionami. Jeszcze dwa lata temu wyznałabym ci swoje obawy, jednak teraz wolałam milczeć. I tak nie byłam w stanie niczego zmienić, po co więc miałabym się komukolwiek zwierzać. Nie miałam przyjaciół, bowiem przyjaźnie nie były trwałe. Jedyny przyjaciel jakiego miałam zostawił mnie, gdy go potrzebowałam. Nie chciałam już więcej ryzykować.
- Możesz to zmienić.
Zaśmiałam się ponuro, nie wierząc w to, co mówiłeś. Alkohol uczynił cię desperatem, a to nie mogło świadczyć dobrze o twoich zamiarach. Tego wieczoru byłeś zbyt pijany, by składać poważne propozycje. Podczas oficjalnej części przyjęcia siedziałeś daleko od nas, wlewając w siebie kolejne kieliszki wódki. Żal wypisany na twym obliczu mówił o wiele więcej niż fałszywy uśmiech, którym obdarzałeś swoich rozmówców. Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie dostrzega twojego rozdrażnienia i zazdrości. Wszyscy wydawali się być usatysfakcjonowani twoją postawą, co sprawiało, że czułam się winna tej maskaradzie. Siedząc obok mnie w takim stanie, nie miałeś możliwości, by racjonalnie myśleć. Whisky mieszane z wódką nie mogło być dobrym doradcą.
- Jesteś pijany, Lorenzo. Zamówię ci taksówkę.
Pokręciłeś głową, chwytając moją dłoń. Trzymałeś ją mocno, jakby w obawie, że za chwilę ucieknę i już nigdy mnie nie zobaczysz.
- Powiedziałem ci, że nie mogę cię odebrać Lucasowi. Ale, Emma, nie jesteś niczyją własnością. Możesz wybrać.
- To nie ja dokonuję wyborów. Mylisz się.
Smutek w moim głosie stał się niemal szlochem. Pragnęłam wierzyć w twoje słowa, ale nie mogłam. Prawda była okrutna i nie mogłam się jej wypierać. Oprócz Lucasa i kilku wspomnień nie miałam już nic. A gdybym straciła i to, stałabym się nikim. Jak bardzo nieludzkie to było?
- Gdybyś powiedziała tylko jedno słowo, gdybyś tylko poprosiła, zabrałbym cię stąd.
- Wiesz, że cię o to nie poproszę, po co więc to mówisz?
Uniosłeś nieznacznie kącik ust, poprawiając grzywkę. Przez chwilę zapatrzyłam się w twoje kruczoczarne, sięgające obojczyka włosy, zastanawiając się, jakie są w dotyku. Miękkie i ciepłe czy twarde i chłodne jak twoja dusza?
- Wiem, może właśnie dlatego to mówię.
Utwierdziłeś mnie wówczas w przekonaniu, że pomimo tego, co do mnie czujesz, nie będziesz w stanie zdobyć się na jakiekolwiek wyznanie. Okazywanie uczuć również nie przychodziło ci z łatwością. Może właśnie dlatego wybierałam Lucasa. Jego gesty nie wyrażały wiele, jednak słowa były słowami i choć skrywały kłamstwa, przynosiły otuchę. Ty nigdy nie potrafiłeś mi powiedzieć tego, co najważniejsze. Bałam się, że gdy dam ci szansę, zaprzepaścimy ją, bowiem ja również nie potrafiłam wyrazić tego, co tak naprawdę do ciebie czułam. Żadne z nas nie podjęłoby tego kroku i wówczas nie mogłabym cię kochać tak jak zawsze tego pragnęłam.
Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy zrozumiałam, że doniesienia o twoich licznych kochankach są prawdą. Po zaręczynach przestałeś się nawet z tym ukrywać. Lucas, chociaż nigdy nie okazawszy troski, wspominał o twoich dziwnych zachowaniach i niekontrolowanych atakach złości. Jednak, jak na egoistę przystało, przypisywał to zazdrości o to, że on sam się ustatkował, a tobie na ten czas nie było to pisane. Zastanawiałam się, czy to szaleństwo popchnie cię do innych czynów. Z jednej strony było mi przykro z twojego powodu, z drugiej liczyłam na to, że to zmusi cię do powiedzenia mi prawdy. Irracjonalnie pragnęłam usłyszeć z twych ust, co do mnie czujesz. Tylko to pozwoliłoby mi pójść naprzód.
Wiem, że to niepoważne i dziecinne, że wciąż wierzyłam w niepodważalność słów. W swoim życiu zostałam oszukana tak wiele razy; Lucas wciąż mnie kłamał, a ludzie na zewnątrz karmili mnie złudzeniami, a pomimo to wierzyłam, że to co mówisz ma rację bytu w tym okrutnym świecie. Potrafiłam ci zaufać. Gdybyś tylko przekroczył linię. Gdybyś tylko coś dla mnie poświęcił.
Czas mijał nieubłaganie. Postanowiłam rozpocząć studia i tym samym ustabilizować swoje życie. Nie chciałam już liczyć tylko i wyłączenie na Lucasa. Kiedyś musiałam zacząć na siebie zarabiać. Po półtora roku wróciłam do swojego rodzinnego domu, porządkując pozostawione tam rzeczy. W tydzień po wypadku Lucas zatrudnił kilka osób, by uprzątnęły pozostawiony bałagan, jednak decyzję o sprzedaniu domu pozostawił mnie. Byłam mu za to wdzięczna. Byłam wdzięczna za to, że czekał tak długo i przez cały ten czas mnie utrzymywał. Nie mam pojęcia, co stałoby się z moim życiem gdyby nie on. Kiedy w progu pojawił się notariusz, by podpisać umowę sprzedaży, byłam gotowa. Chciałam zostawić za sobą przeszłość. Nieważne jak bardzo bolała mnie ta myśl, nie mogłam pozwolić, by mrok przejął kontrolę nad moim życiem. Być może tylko wegetowałam; być może czekałam tylko na idealną okazję, by targnąć się na swoje życie, ale nie chciałam wracać do domu, gdzie byłam szczęśliwa. To tylko przypominało mi o tym, że nigdy nie będę tak beztroska jak wówczas. Bez cienia emocji oddałam klucze mężczyźnie, wychodząc z budynku. Nie pozwoliłam sobie na ostatnie spojrzenie. Nie pozwoliłam, by nieszczęście na nowo zaczęło pisać nędzny scenariusz mojego końca.
Kolejny rok rozpoczęłam sama. Wasz zespół brał udział w jakimś śmiesznym noworocznym koncercie, który miał miejsce na drugim krańcu kraju. Spędziłam ten czas siedząc w ciemnym pokoju z butelką wina i laptopem, na którym oglądałam kolejny odcinek mojego ulubionego serialu. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w okiennej szybie. Samotność była moim drugim imieniem, dlaczego więc tkwiłam w związku bez przyszłości, u boku mężczyzny, który traktował mnie jak własność? Tamtej nocy zaczęłam się zastanawiać, co wydarzyłoby się, gdybym jednak postanowiła opuścić Lucasa. Czy dałabym sobie radę? Czy mogłabym normalnie funkcjonować i nie czuć tego uporczywego bólu w klatce piersiowej? Z każdą sekundą oddychałam coraz szybciej, czując jak myśl o braku Lucasa sprowadza mnie w otchłań rozpaczy. Czułam się jak ofiara, która nie potrafi opuścić swego oprawcy, bowiem wdzięczność za to, że ją uchronił jest zbyt wielka, by o niej zapomnieć. Lorenzo, dlaczego to ty mnie nie uratowałeś?
Wiesz, kiedy jeszcze mogłam z tobą rozmawiać, czułam, że współdzielimy ten sam rodzaj smutku. Wierzyłam, że łączy nas wspaniała więź; jakby czerwony sznurek przeznaczenia połączył nas w przedziwny sposób. Nie mówiłam jednak o tym głośno z obawy, że mógłbyś temu zaprzeczyć. Nigdy nie pozwoliłeś mi poznać swoich uczuć. Choć twoje gesty bywały wymowne, tak z ust nigdy nie wydobyło się choć jedno słowo potwierdzenia. Podczas tych ponurych, trudnych dni zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie gdybyś nie był tak zamknięty. Potem byłam już zbyt dumna, by powiedzieć ci o swoim uczuciu. Wydawało mi się, że i tak nie byłbyś w stanie nic z tym zrobić. Dużo łatwiej było udawać niż rozpocząć prawdziwą grę.
- Lorenzo nareszcie znalazł sobie dziewczynę.
Odstawiłam parujący kubek kawy na stół, siadając obok Lucasa. Luźno rzucona myśl zatruła powietrze, wprowadzając mnie w letarg. Wątpiłam jednak, by był w stanie to zauważyć. Palił papierosa z wyrazem błogości na twarzy, wpatrując się w tekst, który napisał wczorajszego wieczora. Nie potrafiłam wydusić z siebie choćby słowa, a więc skinęłam głową, wracając do kuchni, by zmyć naczynia. Nie chciałam rozmawiać z Lucasem. Nie chciałam na niego nawet patrzeć. Bolała mnie każda część ciała. Wytarłam drżące dłonie w ściereczkę i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku wieszaka, z którego zdjęłam kurtkę. Powietrze w mieszkaniu było zbyt ciężkie, by dalej tu tkwić. Obojętność Lucasa męczyła mnie. Nie byłam w stanie zostać tam ani chwili dłużej. Bez słowa zamknęłam za sobą drzwi, licząc, że miejski zgiełk uciszy szloch mego serca.
Apolline sprawiała wrażenie stworzonej dla ciebie. Choć próbowałam sprowokować w sobie nienawiść, nie byłam w stanie. Twoja bratnia dusza była typem człowieka, który potrafił jedynie wzbudzać sympatię. Wydawała się być spokojna i przede wszystkim silna. Mogłam jej tego zazdrościć. Przestałam więc użalać się nad tym, co mogło nas spotkać, a co nigdy nie nadejdzie, oddając cię w jej ręce. U jej boku byłeś bezpieczny. A ja mogłam być spokojna. W końcu dzięki niej nie byłam w stanie zrobić głupstwa. Nie myślałam o tobie obsesyjnie. Zwyczajnie życzyłam wam szczęścia. Być może mi nie wierzysz, ale naprawdę tego pragnęłam. Pragnęłam, by smutek w twoich oczach zniknął na zawsze; bym mogła ujrzeć cię szczęśliwego.
- Apolline przypomina mi ciebie - usłyszałam któregoś dnia, gdy wracaliśmy z przyjęcia urodzinowego jednego z członków waszego zespołu.
Zaśmiałam się bez przekonania, zakrywając twarz włosami. Zauważyłam to podobieństwo pierwszego dnia.
- Może Lorenzo jest w tobie zakochany?
Spojrzałam na Lucasa, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. On jednak wzruszył ramionami, wyraźnie nie rozumiejąc, dlaczego jestem zdumiona jego słowami. Taksówka zatrzymała się na światłach, przez co poczułam się tak, jakby otaczający świat zamarł na moment.
- Głośno myślę, Emma. Lorenzo zawsze był opiekuńczy w stosunku do ciebie. Po naszych zaręczynach przeszedł załamanie. Pisze smutne piosenki i za każdym razem, gdy mówię o tobie, zaciska pięści. Wydaje mu się, że tego nie widzę, ale prawda jest taka, że jesteś ze mną. I musi sobie z tym radzić, niezależnie co tak naprawdę czuje. Apolline jest dobrą ucieczką, nawet jeśli zdradzi ją za tydzień.
Otworzyłam usta, by zaprzeczyć temu, co powiedział. Jednak żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, w głębi serca wiedząc, że ma rację. Tylko czy miałam przytaknąć na jego słowa? Nie byłam bez winy. To jak się wówczas czułeś było spowodowane przez moją obecność w waszym życiu. Stałam na czele waszych problemów i twojego cierpienia. Zniszczyłam wszystko.
Gdybym tamtego dnia nie zaspała, zjawiłabym się w kawiarni dwadzieścia minut wcześniej. Gdybym nie poznała Lucasa, tamtego dnia jechałabym samochodem razem z rodzicami i umarłabym wraz z nimi. Dwadzieścia minut zadecydowało o mojej tragedii.
Podczas naszego powrotu do domu zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na Lucasa. Zawsze wydawało mi się, że niewiele obchodzą go relacje międzyludzkie. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kogo obchodziłyby czyjeś uczucia lub problemy. Miałam go za lekkoducha, który raz coś zobaczywszy, zapomina o tym i wraca do porządku dziennego. Po raz pierwszy od bardzo dawna usłyszałam zazdrość w jego głosie. Kiedyś ucieszyłabym się, widząc go takim, wtedy nie miało to już znaczenia. Jego uczucia względem mnie nie były jasne, ale wiedziałam, że jeżeli ja go nie zostawię, on nigdy tego nie zrobi. W jego świecie wartości byłam kimś cennym, ale to nie sprawiało, że nie pragnął innych kobiet. Za moimi plecami spędzał z nimi upojne chwile w pokojach hotelowych, zapominając o wszystkim. Byłam jego wyznacznikiem spokoju. Wracał do mnie, gdy otaczający świat zaczynał go męczyć. Ja z kolei czekałam na niego, bowiem było to właśnie to, co sprawiało, że czułam się stabilnie w swojej życiowej pozycji.
Pamiętasz gdy mówiłam, że czego oczy nie widzą temu sercu nie żal? Śmiałeś się wówczas, pytając mnie czy oby na pewno jestem w stanie zjeść to ciastko z zamkniętymi oczami. Wówczas miałam na myśl jedzenie, nie mając pojęcia, jak prawdziwe staną się pewnego dnia te słowa.
Wróciłam z pracy, gdy tuż przy windach dogonił mnie portier. Nie wiedziałam, jak ma na imię, a więc uśmiechnęłam się, pozdrawiając go bezosobowo. Mężczyzna odwzajemnił gest, podając mi białą kopertę wielkości kartki papieru. Zmarszczyłam brwi w geście niezrozumienia, posyłając mu zdziwione spojrzenie.
- Przyniósł je pewien mężczyzna i prosił, by doręczyć to pani do rąk własnych - odparł po chwili, unosząc nieznacznie kąciki ust.
Uznałam więc, że to może być kolejne pismo od notariusza, bowiem byłam jedynym spadkobiercą. Nie posiadając rodzeństwa, dziedziczyłam wszystko to, co należało do moich rodziców. Z ciężkim sercem weszłam do windy, wciskając ósemkę. Nienawidziłam, gdy ktoś przypominał mi o tym, że jestem sierotą. Nienawidziłam, gdy kolejne białe koperty znikały w koszu, stając się dowodem na ich śmierć. Mogli mi to zabrać. Nie chciałam niczego dziedziczyć. Bez rodziców byłam nikim. Choć wciąż oddychałam, byłam martwa, po co więc były mi dobra doczesne? Przekroczyłam próg mieszkania i kiedy zrobiłam sobie kawę, usiadłam przy stole, otwierając korespondencję. Z białej paczuszki wysypał się plik zdjęć. Każde z fotografii ukazywało Lucasa z inną kobietą. Czasami przytulali się jedynie przed budynkiem hotelu, a czasami, zaplątani w pościel, poddawali się rozkoszy. Oddychałam głośno, ledwo łapiąc powietrze. W drżących dłoniach nadal trzymałam jedno ze zdjęć, które przedstawiało kobietę, która organizowała nasze przyjęcie zaręczynowe. Zamknęłam powieki, trzęsąc się na całym ciele. Wiedziałam, że Lucas nie jest mi wierny, ale nie mając dowodów, mogłam temu naiwnie zaprzeczać. Trzymając w dłoniach ich zdjęcia prawda była ewidentna, a ja nie mogłam tego znieść. Wszystko nagle stało się ciemne i okrutne. Mrok przysłonił mi widok na świat. Dusiłam się własnymi łzami, zastanawiając się, dlaczego zdrada musi tak bardzo boleć. Czego brakowało mi i co posiadały tamte kobiety? Czy myślał o nich będąc ze mną w łóżku lub czy myślał o mnie gdy był z nimi...?
W pośpiechu zabrałam jedynie płaszcz i torbę, w której trzymałam najważniejsze dokumenty. Nie miałam pojęcia, gdzie chcę iść. Jedyne czego pragnęłam to uciec z mieszkania i nie widzieć twarzy Lucasa. Swoim milczeniem przyzwalałam mu na takie zachowanie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to moja wina. Od lat udawałam, że żyję, robiąc tylko to co koniecznie dla związku. Nie pamiętałam już czasów, gdy spędzaliśmy beztrosko czas. Nie byłam dla niego wystarczająca, ale to nie upoważniało go do zdrady. Łzy spływały po mojej twarzy, gdy opuszczałam budynek. Jedyną osobą, o której wówczas myślałam, byłeś ty. Twój adres dźwięczał w moich myślach, nie pozwalając mi spokojnie zaczerpnąć oddechu. Błądziłam ulicami miasta, wracając wspomnieniami do zdjęć, które nadal leżały na kuchennym stole i do ciebie. Byłeś mi potrzebny. Nie miałam nikogo na tym przeklętym świecie i choć wiedziałam, że nie powinnam tego robić, wsiadłam do taksówki podając twój adres.
Kiedy otworzyłeś mi drzwi, nie byłam w stanie dostrzec twojej twarzy. Łzy, które nieustannie wypływały z moich oczu przysłaniały mi widok na świat. Nie musiałam nic mówić. Przytuliłeś mnie mocno, skrywając w swoich silnych ramionach. Nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku, przez co nie zdołałam wyjaśnić ci powodu swojego przybycia. Cierpliwie jednak czekałeś, kołysząc mnie miarowo. W końcu położyłeś mnie w swoim łóżku, przykrywając troskliwie kocem. Ostatnie krople łez spływały po mojej twarzy. Łzy wyrażające bezradność i złość. Zasnęłam po kilku godzinach, a gdy otworzyłam na nowo oczy, leżałeś obok, przytulony do moich pleców. Czułam twój delikatny, słodki zapach, przypominający mi o tym, co niegdyś nas łączyło. Czy mogłam kochać tylko takich mężczyzn? Mężczyzn, którzy nie potrafią być oddani i żywią się kłamliwymi uczuciami. Wolałeś stać obok i udawać, niż mnie uratować.
Dobiegała już północ, kiedy usiedliśmy w salonie. Ze spuszczoną głową wyjaśniłam ci powód mojego zachowania. Zdałam sobie sprawę, że moja reakcja była po prostu przesadzona. Ostatnio stany lękowe wydawały się przejmować kontrolę nad moim życiem. Na dodatek od tygodnia otoczona byłam przez samotność i dziwne wspomnienia. Melancholia nie była dobrym doradcą. Wiedziałam, że Lucas mnie zdradza, dlaczego więc się tak tym przejęłam? Nie wiem, co sprawiało mi większy ból: czy moja fałszywa nieświadomość czy to, że Lucas nie starał się z tym ukrywać, gdy spędzał czas ze swoimi kochankami. Powinnam była od niego odejść, ale nie potrafiłam. Tlące się we mnie uczucia, nie pozwalały mi przekroczyć linii. A każda myśl o tym, że zostanę sama, paraliżowała mnie, niemal odbierając oddech. Podczas tego szaleństwa nie zastanowiłam się nawet, kto przyniósł te zdjęcia. Teraz już wiem, że byłeś to ty. Długo nad tym rozważałam. Wydawało mi się, że nie mógłbyś tego uczynić. Choćby ze względu na mnie. Myliłam się jednak. Nie zależało ci ani na mnie, ani na moich uczuciach. Chciałeś wymusić na mnie ucieczkę, wiedząc, że jesteś jedyną osobą, którą mogłam po prosić o pomoc. Jak okrutne to było, Lorenzo? Jak szalone musiały być twoje uczucia, by pozwolić na ten ból?
- Powinnaś od niego odejść - powiedziałeś stanowczym tonem, podając mi kawę.
Kiedy nie odpowiedziałam, dotknąłeś mojej dłoni, unosząc kąciki ust w geście pocieszenia.
- Mam nadzieję, że Apolline nie będzie zła, że tu zostałam.
- To nie jest jej mieszkanie - odparłeś z dziwną obojętnością, nie patrząc mi w oczy. Byłam jednak zbyt otępiała, by to zinterpretować.
- Tchórzysz, Emma. Lucas nie jest twoją ostoją. Wiem, że uważasz, że masz tylko jego, ale to nieprawda. Jesteś ofiarą, jego złotym ptakiem. Traktuje cię jak wyznacznik normalności, a nie jak kogoś kogo kocha. Wiem, że cierpisz, ale to cierpienie może przerodzić się w ulgę.
Pokręciłam głową. Nawet jeżeli miałeś rację, nie chciałam w nią uwierzyć. Lucas również był moim wyznacznikiem normalności. I to właśnie nas łączyło.
- Nie możesz do niego wrócić! - zagrzmiałeś, gdy znowu nie zareagowałam na twoje słowa.
- Wiem.
Stać mnie było tylko na to. Uprzejme potwierdzenie, bo cokolwiek wydobyłoby się z moich ust, nie znalazłoby uznania w twoich oczach. Jak miałam ci wyjaśnić, co czuję, nie krzycząc? Mówiłeś mi, że nie jestem sama, jednak kiedy najbardziej cię potrzebowałam, zniknąłeś. Nie potrafiłam ci zaufać, choć bardzo chciałam. Ponadto byłeś z Apolline. Nie mogłam dawać sobie nadziei. Nie wiedziałam już, co do ciebie czuję i jak silne może to być. Nie wiedziałam nic ponad to, że jestem już bardzo zmęczona swoim życiem. Gdy odzyskiwałam spokój, pojawiałeś się nagle i niszczyłeś go kawałek po kawałku. A gdy łudziłam się, że otrzymamy należyte zakończenie, robiłeś wszystko, by udowodnić mi, jak bardzo niewłaściwym mężczyzną jesteś.
- Emma...
- Nie, Lorenzo. Nie mów tego. Poradzę sobie.
Wstałam od stołu, zabierając płaszcz i torbę.
- Ze względu na Apolline, po prostu tego nie mów.
Zamknęłam powieki, czując jak łzy znowu pod nimi wzbierają. Wydawało mi się dziwne, że pomimo, iż wylałam ich tak wiele w swoim życiu, one nadal płyną. Gdy podszedłeś do mnie, wspięłam się na palce, całując cię w policzek. Czułam się tak, jakbym żegnała cię na zawsze. Gdybym teraz odeszła od Lucasa, byłam pewna, że już nigdy się nie spotkamy. I może to byłaby jedyna właściwa droga.
Wróciłam do mieszkania Lucasa tuż przed wschodem słońca. Bezradnie usiadłam przed szafą, wyjmując z niej rzeczy, które uważałam za potrzebne. Byłam otępiała z bólu i wciąż rozżalona. Nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić; ucieczka wydawała się dobrym sposobem na zapomnienie, ale czy trwałym? Lucas i tę noc wydawał się spędzać z kimś innym, z kobietą, która potrafiła zaspokoić jego potrzeby. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że to moja złota klatka, a ja jestem jej złotym więźniem. Nie potrafiłam jednak się rozpłakać. Było mi zwyczajnie smutno, choć nie potrafiłam wymienić jednego powodu, który przywiódł mnie na kres tej rozpaczy. Skłamałabym, mówiąc, że to przez te zdrady; skłamałabym również, wyznając, że to twoja wina. Czy istniała droga, która doprowadziłaby mnie do szczęścia? Czy potrafiłam być szczęśliwa i zapomnieć o was na zawsze? To wydawało się być takie proste. Mogłam wyjść i nigdy nie wrócić. Zacząć od nowa. Osamotniona dokładnie tak samo jak teraz. Napisałam krótki list do Lucasa, nie wyrażając w nim nic prócz zmęczenia i rozczarowania. Obok kartki położyłam pierścionek zaręczynowy i zdjęcia z jego haniebnych schadzek.
Chciałam odnaleźć swoją drogę.
Chciałam odmienić swój los.
Zapomniałam jednak, że na to było już za późno.
Nie wiedziałam, gdzie się podziać. Nienawidziłam hoteli i panującej w nich atmosfery, która przypominała mi o moich podróżach z rodzicami. Jedynym miejscem, które wydawało się być dobrą kryjówką na tych kilka dni niepewności, było twoje mieszkanie. Z jednej strony pragnęłam o tobie zapomnieć, z drugiej zaś nie mogłam wyobrazić sobie swojego życia bez twojej obecności. Dawno minęły czasy, kiedy odgrywałeś pierwszoplanową rolę w mojej smutnej egzystencji. Nie spotykaliśmy się. Nie rozmawialiśmy. Nie czekałeś na mnie przy barze. A mimo to sama myśl o tym, że jesteś blisko dawała mi swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Myślałam wówczas, że jesteś cichym aniołem. Jednak i tym razem popełniłam błąd. Wsiadłam do pierwszej taksówki, ponownie podając twój adres. Byłeś moją deską ratunkową. Ostatnim tchnieniem przed upadkiem.
Z sercem trzepoczącym głośno w klatce piersiowej dostałam się na twoje piętro, zastanawiając, czy to oby na pewno dobra decyzja. Byłam dzieckiem błądzącym we mgle. Szukającym schronienia bezdomnym. Pozbawionym nadziei wędrowcem. Bolała mnie każda część ciała. Bolała mnie dusza, choć i to cierpienie niknęło w obliczu wszystkich moich utrapień. Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do twojego mieszkania, czułam, że zachowuję się nieodpowiednio. Względem Apolline, względem przeklętego Lucasa i względem siebie. Powinnam od ciebie uciec, a nie krążyć jak ćma wokół świeczki. Mogłam przy tobie spłonąć.
Nieśmiało wcisnęłam dzwonek, nie wiedząc, na co właściwie powinnam liczyć. Dobiegała szósta rano i gdzieś w głębi serca wierzyłam, że o tej porze jesteś już w pracy. Po upływie minuty wsparłam czoło na chłodnej ścianie, godząc się z moim niemym życzeniem. Jednak klucz w twych drzwiach przekręcił się i ujrzałam ciebie. Patrzyłaś na mnie wystraszony i zdziwiony. Twoje spojrzenie wyrażało cierpienie, choć nie miałam pojęcia dlaczego. Mocniej ścisnęłam trzymaną w dłoni rączkę walizki, przełykając głośno ślinę. Odnosiłam wrażenie, że chcesz mnie przeprosić. Błagałeś mnie o wybaczenie, nie mówiąc zupełnie nic. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, co tak naprawdę się wydarzyło. Kobiecy głos, który usłyszałam, nie należał do Apolline. Wychyliłam się zza twojego ramienia, dostrzegając wysoką brunetkę ubraną jedynie w rozpiętą koszulę. Uśmiechnęła się do mnie, jednak nie poczyniła nic, by zakryć swoje półnagie ciało.
- To twoja kobieta?
Cały świat zawirował mi przed oczyma. Nie byłam w stanie rozróżnić barw i kolorów. Łzy wezbrały w mych naznaczonych cierpieniem oczach, jednak nie uroniłam ani jednej kropli. Z wszystkich sił jakie mi pozostały, próbowałam wydusić z siebie choćby jedno słowo. Dusiłam się przesyconym kłamstwem powietrzem, pragnąc zniknąć. Paznokcie wolnej dłoni boleśnie wbijały mi się w delikatną skórę, jednak nie równało się to z uczuciem, jakie mną wstrząsnęło, gdy ujrzałam twoją kochankę.
- Jesteście tacy sami - wyszeptałam na bezdechu, by po chwili wykręcić się i pobiec w kierunku wyjścia. Krzyczałeś moje imię, prawdopodobnie budząc całe piętro. Modliłam się, byś mnie nie gonił, choć wiedziałam, że to mało prawdopodobne, zważając na twój skąpy ubiór. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, pierwsze krople porannego deszczu zrosiły moją zastygłą w bólu twarz. Wsiadłam do tej samej taksówki, którą przyjechałam, oddychając ciężko. Brakowało mi tchu. Brakowało mi również siły do dalszej walki. Mężczyzna patrzył na mnie z niepokojem, jednak o nic nie pytał. Byłam tylko kolejną zdradzoną dziewczyną. Z tej okazji świat nie miał zamiaru się zatrzymać. Opanowawszy na krótką chwilę atak paniki, poprosiłam, by zawiózł mnie do hotelu, gdzie będę mogła odpocząć i zapomnieć o wszystkim. Taksówkarz kiwnął głową na znak zgody. Nie mogłam odeprzeć wrażenia, że spotyka się z tą prośbą każdego marnego dnia.
Zdradzałeś Apolline. Bezwstydnie spotykałeś się z inną kobietą. Kiedy wyszłam zalana łzami z twojego mieszkania, zadzwoniłeś po swoją pocieszycielkę, naiwnie licząc, że i tym razem nikt wam nie przeszkodzi. Czy powinnam za to przeprosić? Przepraszam, Lorenzo, że odkryłam twój sekret. Uwierz mi, że niczego nie pragnęłam mniej.
Zatrzymałam się w hotelu na obrzeżach miasta. Nie wiedziałam, gdzie dalej pójść. Nie mogłam nikomu wierzyć. Wiesz, zdrada Lucasa bolała. Kolce kłamstwa wbijane w moje plecy były trudne do zniesienia, jednak były niczym w porównaniu do tego, co poczułam, widząc cię z tamtą kobietą. To było zabójstwo. Wpatrywałam się w fiolkę z tabletkami nasennymi. Z uporem maniaka przerzucałam ją między dłońmi, próbując sobie wmówić, że to przyniesie ulgę.
Czy byłam tchórzem?
Myślałam wówczas o rodzicach i o tym na jakiego człowieka mnie wychowali. Myślałam o tym, ile radości było w moim życiu, gdy spędzaliśmy wspólnie czas. Byłam silna dzięki nim. Teraz przypominałam jedynie cień dawnej Emmy. Pomimo to wiedziałam, że nie chcieliby, bym skończyła w tak marny sposób. Powinnam była o siebie walczyć, ale czy byłam w stanie? Wyrzuciłam tabletki do toalety, wmawiając sobie, że kiedyś odmienię swój los. Byłam młoda. Młoda i zatruta - szeptałam tęsknie, zatracając się w swoich zgryzotach.
Trzeciego dnia kupiłam bilet na nocny lot do Edynburga. Gdy byłam mała rodzice zabrali mnie tam, by pokazać wspaniałość szkockich miast. Tata uwielbiał Szkocję. Jej zielone pagórki i chłodne jeziora, których głębia mnie przerażała. Wydawało mi się, że to jedyne miasto, w którym odnajdę ducha dawnych dni. Nie mogłam przywrócić życia. Mogłam jedynie szukać szansy. Szansy na lepsze jutro.
Wciąż byłam obolała i zmęczona. Łzy piekły mnie pod powiekami, jednak nie potrafiłam ich ronić z taką łatwością jak na początku. Moje serce wydawało się nawet bić innym rytmem. Wolniejszym i zbolałym, jakby nadwyrężonym ciągłymi zawodami. Pułapka, którą zastawiłeś na Lucasa okazała się być również i twoją wyrocznią. Twoim okrutnym stryczkiem. Czy pomyślałeś kiedykolwiek o tym w ten sposób? Bo ja nie potrafię spojrzeć na to inaczej. Jak trafne w twoim przypadku jest powiedzenie: kto mieczem wojuje ten od miecza ginie? Choć bardzo chciałabym się zaśmiać, nie potrafię. Jestem przeklęta. Tak samo jak ty, Lorenzo. Może właśnie w tym tkwi sekret naszego uczucia. Jest przeklęte i skazane na udrękę.
Nie chciałam wracać do codzienności. W pracy wzięłam bezpłatny urlop, a studiami zajmowałam się przez Internet. Widziałam maile, którymi zasypywałeś moją pocztę, jednak nie miałam odwagi, by je odczytać. Twoje tłumaczenia nie wniosłyby wiele w moje życie. Traciłabym tylko wiarę w to, co do ciebie czułam. Z każdym kłamstwem, które wypłynęłoby z tych wiadomości, czułabym się gorzej. Czułabym się jak tonący, który robi wszystko, by ocalić resztkę tego, co go trzyma przy życiu. Nie chciałam wierzyć ani w twoją tęsknotę ani twój strach. Musiałeś nauczyć się żyć beze mnie. Dotychczas byłam obok. Mogłeś mnie kontrolować. Teraz jednak pragnęłam, byś budził się z myślą, że umarłam. Zniknęłam z tego padołu łez. Usuwałam każdą wiadomość. Usuwałam każde słowo, które przypominałoby mi o tym, co mogło nas połączyć. Raz zniknąłeś z mojego życia. Tym razem to ja mogłam zniknąć z twojego.
Tęskniłam za Francją, tak jak tęskni się za matczynym ramieniem. Wiedziałam, że wrócę. Wiedziałam, że nim minie czwarty tydzień, znajdę się już na ziemi, która przyniosła mi tak wiele smutku. Nie potrafiłam jednak kupić biletu powrotnego. Otwierałam stronę linii lotniczych, by po chwili ją zamknąć. Choć był to i tak krok milowy. W pierwszych dniach płakałam w poduszkę, mówiąc, że nie wrócę. W drugim tygodniu patrzyłam otępiale na miasto kryjące się zza oknami, by twierdzić jedynie, że wylecę nazajutrz do Kanady. Gdy minął dwudziesty dzień byłam przekonana, że chcę na nowo znaleźć się w żelaznym uścisku tego, co mnie tutaj przywiodło. Ucieczka była ucieczką dopóki dopóty tak o niej myślałam. W momencie gdy stało się to przyjemnością, wiedziałam, że nie mogę tam dłużej zostać.
W kilka dni przed moim wylotem udałam się do niewielkiej knajpy usytuowanej nie dalej niż dwieście metrów od hotelu. Jego marny wystrój nie przyciągał zbyt wielu klientów. Zamówiłam kawę i usiadłam przy barze. Nie potrafiłam siedzieć przy stoliku. Czasami, spędzając czas w wynędzniałych kafejkach, liczyłam, że obok mnie usiądzie mężczyzna, który uratuje mnie z opresji. Niestety, jedynym mężczyzną, z którym mogłam spędzać czas przy barze, byłeś ty. I to wydawało się również sprawiać ból. Nikt nie mógł przybyć mi na ratunek, bo ty, nawet tutaj, zniewoliłeś to zaszczytne miejsce.
- Równie dobrze mogliby nazwać to miejsce zapchloną samotnią.
Wykręciłam się w kierunku brunetki, która wpatrywała się w swojego drinka bez cienia emocji. Mówiła po francusku, czym mnie zaskoczyła. Kiedy jej jasne tęczówki spoczęły na mojej zdziwionej twarzy, uśmiechnęła się nieznacznie.
- Jako jedyna rozumiałaś tekst piosenki - odparła, nawiązując do utworu, który przed chwilą umilał nam czas.
Choć jej tłumaczenie wydawało mi się co najmniej dziwne, skinęłam głową, wracając do swojej kawy. Ona jednak kontynuowała. Całkowicie niezrażona moją bierną postawą. Tak jakby przywykła do ignorowania. Zrobiło mi się wówczas przykro z tego powodu. Niczym nie różniłam się od tych wszystkich, nędznych ludzi, którzy pogrążali się jedynie we własnej samotności.
- Nie ma tu żadnej pary, ani grupy znajomych. Nikogo. Prawdziwa samotnia. Nawet pachnie tu osamotnieniem i udręką.
- Idealne miejsce dla nas - odparłam, unosząc kącik ust - w innym przypadku nie miałybyśmy, gdzie spędzać czasu.
Zaśmiała się. Chłodno i bez emocji. W jej postawie było coś, co mnie przerażało i fascynowało zarazem. Wydawała się być taka silna i pogodzona ze swoim losem. Z drugiej jednak strony odnosiłam wrażenie, że cierpi. O wiele silniej niż ja kiedykolwiek byłam w stanie cierpieć.
Rozmawiałyśmy przez chwilę o rzeczach nieważnych. Od dawna z nikim nie gawędziłam w ten sposób. Niezobowiązujący i prosty; nie czekając na atak. Byłyśmy dwiema nieznajomymi, które spotkały się u kresu swych sił. Jej jasne oczy wyrażały stratę i próbę walki, moje z kolei nie wyrażały już nic. Byłam wypalona. Byłam pusta. Byłam kimś, kogo nie byłeś w stanie na nowo pokochać. Niewiele minut po północy zapłaciłam barmanowi za kawę i kieliszek martini. Kobieta uśmiechnęła się do mnie przejmująco. Była wdzięczna. Ludzie od dawna ją ignorowali, bowiem taka była nasza rola. Ignorowanie się nawzajem, by ból drugiej osoby nie sięgnął i nas.
- Musisz wiedzieć, że kiedy mężczyzna mówi, że kocha tylko ciebie, kłamie. Nie można kochać jednej osoby. Miłość ma wiele wymiarów i każdy z nich sprawia cierpienie - odparła poważnie melancholijnym tonem. Jej spojrzenie wydawało się sięgać odległych miejsc. Odnosiłam wrażenie, że moja towarzyszka nie mówi tego bezpośrednio do mnie. Po chwili jednak jej smutne tęczówki skupiły się na mnie, usta z kolei przywdziały delikatny uśmiech. Pożegnałyśmy się szybko, wiedząc, że kolejne spotkanie nie nadejdzie. Nim miał wstać świt, nasza znajomość miała stać się historią, o której nikt nie będzie pamiętać.
Przez tych kilka tygodni nie poświęciłam wiele czasu Lucasowi. Jego obecność wydawała się odległa; zbyt odległa i obca, by móc poświęcić mu choćby jedną myśl. Jednak im bliżej było mi do powrotu, tym większy był strach przed tym, co mogło się wydarzyć. Nie wiedziałam, czy kocham Lucasa. Właściwie nie wiedziałam już nic. W dziwny sposób tęskniłam za nim, ale nie tak jak kobieta może tęsknić za mężczyzną. Swego rodzaju przywiązanie nie pozwalało mi go porzucić. Zaczęłam wówczas rozważać, jak wiele winy było we mnie. Być może gdybym nie popadła w rozpacz, Lucas nie szukałby pocieszenia w innych ramionach. Nie byłam dla niego dobra. Nie byłam jego partnerką. W pewnym momencie naszego związku byłam jedynie bezużyteczną kukiełką, której należało poświęcić odrobinę uwagi, by była wdzięczna. Sytuacja ta doprowadziła go do tych zdrad. Byłam temu winna, choć nie chciałam w to uwierzyć. Broniłam się przed tym niepoważnym tłumaczeniem, jednak fakty były faktami i nie mogłam tego zmienić.
Wiesz, zawsze zastanawiałam się, dlaczego kobiety wybaczają mężczyznom ich zdrady i kłamstwa. Teraz wiem, że to zwykła obawa przed tym, co wydarzy się po odejściu. Ptak nie może opuścić klatki bez pozwolenia. Byłam ptakiem w złotej klatce, bez pozwolenia Lucasa nie mogłam odlecieć. Byłam ozdobą, którą zakładał, gdy tego potrzebował. Resztę dni mogłam spędzać w sposób, w jaki nikomu nie szkodziłam. Pozornie byłam wolna; studiowałam, pracowałam, czasami robiłam zakupy. Wszystko to jednak sprowadzało się do tego, że przynależałam do Lucasa. Mogłam udawać. Mogłam wypierać z siebie tę prostą zależność. Prawda była jednak taka, że dopóki dopóty Lucas nie zwróci mi wolności, nie mogłam od niego uciec. Nie mogłam go zostawić.
Wynajęłam niewielkie mieszkanie w centrum miasta i wróciłam tam, gdzie przynależałam od pierwszego dnia mych narodzin. Nie chciałam spotkać się z Lucasem, ani tym bardziej z tobą. O wiele trudniej wybacza się komuś, kogo się kocha. Lucas niewiele dla mnie znaczył, a więc pogodziłam się z jego oszustwami, nie rozpatrując tego w żadnych kategoriach. Jednak ty, Lorenzo, złamałeś moje serce i nikt nie był w stanie tego naprawić. Ani czas ani tym bardziej twoja obecność. Obawiałam się, że gdy tylko pojawisz się obok, nie będę w stanie oddychać. Sama myśl o tobie odbierała mi dech, co więc mogłoby się wydarzyć, gdybyś na mnie spojrzał? Byłam wściekła. Tak bardzo zła na te czcze nadzieje, które we mnie wzbudziłeś tamtego wieczoru. Dlaczego niszczyłeś to, co mogło być piękne? Dlaczego za każdym razem musiałeś tak brutalnie ukazywać mi swoją prawdziwą twarz? Jak mogłam pozwolić ci się zbliżyć na nowo, skoro każdy twój ruch sprawiał mi ból?
Lucas odnalazł mnie w cztery dni po moim powrocie. Spotkaliśmy się na parkingu przed moją pracą, gdzie na mnie czekał. Wyglądał na zdenerwowanego, ale zarazem smutnego i zmęczonego. Uśmiechnął się nieznacznie, ruchem ręki zapraszając mnie do samochodu. Wzruszyłam ramionami, powolnym krokiem zmierzając do jego auta. Za jednym z drzew jakiś mężczyzna robił nam zdjęcia, przez co sytuacja ta wydawała się być zwyczajnie groteskowa. Nie mogłam jednak okazać swoich prawdziwych uczuć. Usiadłam w fotelu pasażera, czekając na ruch Lucasa. Kiedy znaleźliśmy się na ulicy, przemówił do mnie pozbawionym emocji głosem.
- Pojedziemy do studia i tam porozmawiamy w kawiarni. Dobrze cię widzieć, martwiłem się.
Zaśmiałam się ponuro, jednak w żaden sposób nie skomentowałam jego słów. Byłam jego własnością, nie miałam więc prawa, aby się sprzeciwiać. Mój los był przesądzony. Tragiczny aczkolwiek wygodny. Nie powinnam była narzekać, prawda?
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu, które kojarzyło mi się z tobą, Lucas zamówił dla nas kawę i usiadł naprzeciw mnie. Czułam się tak, jakby mnie przesłuchiwano. Tak, jakbym to ja wszystkiemu zawiniła.
- Nie musiałaś uciekać. To wszystko to pomówienia. Gdybyś poczekała do rana, wytłumaczyłbym ci to i cała ta sytuacja nie miałaby miejsca - odparł wyjątkowo spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Wmówisz mi, że to fotomontaż? - zapytałam drwiąco - Lucas, myślisz, że nie wiedziałam o twoich zdradach? Kogo oszukujesz?
Spuścił wzrok, opierając się o krzesło. Jego pewność siebie zniknęła, ustępując miejsca strachowi. Lucas Leroy bał się i nie miałam pojęcia, czy powinno mnie to cieszyć czy bardziej przerażać. Patrzyłam na niego z dozą nieufności, zastanawiając się, co tak naprawdę nas łączy.
- Przepraszam. Kocham cię, Emma i zacznę się leczyć. To było poza moją kontrolą. Ale dla ciebie się zmienię. Błagam, wróć do mnie. Odkąd odeszłaś nic już nie ma sensu.
Westchnęłam przeciągle. Kim tak naprawdę dla niego byłam? Kim byłam dla ciebie? Przyglądałam się jego twarzy, szukając w niej tego, co mnie w nim zauroczyło w dniu, gdy go poznałam. Czy ja też wyglądałam dla niego tak obco? Pragnęłam odnaleźć w sobie iskrę tamtego uczucia. Siłę, która przez tych kilka lat utrzymywała mnie u jego boku. Zamknęłam powieki, wracając wspomnieniami do tamtych słodkich momentów. Lucas mnie uratował. Pomimo parszywego charakteru, nigdy nie zwiódł mych oczekiwań. Nawet jeśli były tak niewielkie.
Lorenzo, dlaczego ty musiałeś mnie tak zawieść? Dlaczego nie potrafiłeś sprostać mym oczekiwaniom?
Rozstaliśmy się w dwie godziny później. Lucas obiecał pójść na terapię, ja z kolei nadal mieszkać miałam w wynajmowanym mieszkaniu. Nie chciałam podejmować pochopnych decyzji, a co najważniejsze, nie byłam gotowa, by wrócić do tamtego mieszkania. Jednak moją dłoń na nowo zdobił pierścionek zaręczynowy. Nie pytaj mnie, dlaczego do niego wróciłam, choć wiedziałam, że Lucas jest tylko Lucasem i nigdy nie pójdzie na terapię. Byłam od niego w ten przedziwny sposób uzależniona, a ty nie robiłeś nic, by to zmienić. Pozostawało mi tkwić w tym, co ofiarował mi los, bowiem to było o wiele lepsze niż czekanie na zagładę.
I gdy moje życie wracało na właściwe tory, pojawiłeś się ty.
Wspaniale tragiczny.
Nieprzyzwoicie milczący. Choć magia milczenia i pierwsze wspomnienia nie mogły nic zmienić.
Zdradziłeś mnie, Lorenzo. Zdradziłeś też Apolline. Jeżeli mnie kiedykolwiek kochałeś tak szczerze, jak to widziałam w twoich oczach, dlaczego to robiłeś? Dlaczego spotykałeś się z tamtymi kobietami, dlaczego je zdradzałeś i dlaczego traktowałeś mnie jak kogoś, kto jest powodem twego nieszczęścia? Nie byłam nim, Lorenzo. To ty i twój strach stał się powodem twego smutku. To ty zgotowałeś sobie ten męczenniczy los.
Po dziś dzień nie wiem, jak zdobyłeś mój adres. Pojawiłeś się w progu mojego mieszkania niespodziewanie i niespodziewanie twoje usta odnalazły moje usta. W gwałtownym pocałunku przekazałeś mi cały swój lęk i trwogę, która wydawał się osaczyć nas niewidzialną liną. Twoje silne ramiona otoczyły moją nędzną sylwetkę, przytulając do swojego ciepłego ciała. W tym geście było więcej uczucia niż Lucas zdołał mi okazać przez miniony rok.
- Bałem się. Tak cholernie się bałem, że nie żyjesz. Nigdy tego nie rób, słyszysz? Nie odchodź, bo będę zmuszony zrobić to samo.
Odsunęłam się od ciebie, ocierając kilka kropel łez, które spłynęły mi po policzku. Czy miłość musiała tak boleć? Chciałam cię mieć, ale nie mogłam. Gdybyś mnie zdradził, nie potrafiłabym już żyć. Jaką miałam pewność, że tego nie uczynisz? Nie potrafiłam sprostać temu zadaniu. Wiedziałam, że pewnego dnia cię zawiodę i zrobisz to, co zrobił Lucas. Odnajdziesz szczęście u innych kobiet, traktując mnie jak swoją zdobycz. Byłam bezużyteczna. Zbyt nieszczęśliwa, by obdarzyć się radością. Nie byłam jednak w stanie ci tego powiedzieć. Wolałam grać w tym teatrze absurdu aniżeli wyznać ci prawdę. Być może wiedziałam, że temu zaprzeczysz, a może zwyczajnie wolałam unieszczęśliwić Lucasa. On przynajmniej był do tego przyzwyczajony.
- Wróciłam do Lucasa - odparłam, pokazując ci pierścionek.
Patrzyłeś mnie z niedowierzaniem, siląc się na spokój. Widziałam jak tysiące emocji przemyka niepostrzeżenie w twoich chłodnych tęczówkach. Uczucie, które do tej pory rozpalało twoją twarz, zniknęło bezpowrotnie. Otoczeni zostaliśmy resztkami wiary, jaka tliła się na obrzeżach naszych martwych serc.
- To niemożliwe - szepnąłeś.
- Wróciłam do niego.
Roześmiałeś się. Z twojego gardła wydobył się dźwięk przypominający skowyt zranionego zwierzęcia.
- Obyście spłonęli w piekle!
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, zniknąłeś za drzwiami, pozostawiając na mych ustach smak porażki. Chciałam płakać, ale nie potrafiłam. Chciałam stracić życie, ale nie było to już tak łatwe. Zamykając oczy, nadal widziałam twoją pogardę i żal. Nienawidziłeś mnie. Twoja nienawiść silniejsza była niż miłość. Zniszczyłam to, choć ty zdążyłeś to zrobić po tysiąckroć. Może właśnie tak było lepiej, Lorenzo. Być może osobno nasze zgryzoty były łatwiejsze do przetrwania? Ty mogłeś uciec w przelotne romanse, ja z kolei w związek z Lucasem. Naszą fortecą było kłamstwo; kłamstwo, które chroniło nasz przed szaleństwem.
Niespełna dwie godziny później na nowo pojawiłeś się w progu mojego mieszkania. Bez słowa powitana usiadłeś na kanapie, wpatrując się w ścianę. Wydawało mi się, że z twoich ust nie padnie ani jedno słowo. Oddychałeś ciężko, co potęgowało uczucie strachu. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchniesz; że z twych ust padnie tysiące oskarżeń, które uczynią mnie martwą na wieki. Wpatrywałam się w twoje nieskalane żadną emocją oblicze, wiedząc, że za tą fasadą kryje się złość i niedowierzanie. Tak bardzo pragnęłam, byś znów mnie pocałował. Pragnęłam na nowo znaleźć się w twoich ramionach. Twój wzrok był jednak nieprzejednany. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytałeś cicho, nadal nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
- Apolline wie, że tu jesteś?
Zaśmiałeś się smutno, kiwając głową. Wydawało mi się, że nie rozumiesz tego, co teraz czuję. Wydawało mi się, że to co nas łączyło przestało mieć już znaczenie. Byliśmy dwójką ludzi, których łączą tylko wspomnienia. Odległe i nierealne wspomnienia.
- Nie jestem z Apolline od dwóch miesięcy! Przestań o niej mówić! - zagrzmiałeś, nerwowo zaciskając dłonie. Pragnęłam ich dotknąć. Właściwie pragnęłam zrobić cokolwiek, by poczuć twój delikatny dotyk na swym ciele.
- Ja... nie mogę zapomnieć o tamtym dniu.
- Wybaczyłaś Lucasowi, swojemu narzeczonemu, wszystkie te zdrady, a nie potrafisz wybaczyć mnie? Nigdy nie zrobiłem niczego wbrew tobie, Emma. A mimo to wybierasz jego - odparłeś z żalem, który wydawał się zatruwać otaczające nas powietrze. W tamtej chwili jedyne czego chciałam, to zamienić się w pył. Byłam chodzącym nieszczęściem. Za każdym razem, gdy wydawało mi się, że osiągnęłam cokolwiek, dostawałam w odpowiedzi kolejną porażkę. Czy pisałam już, że byłam przeklęta? Lorenzo, dlaczego moja duma i upór musiały zniszczyć to, co mogliśmy mieć? W odpowiedzi na twoje słowa uśmiechnęłam się nieznacznie. Właściwie zbyt melancholijne, by uznać to za jakikolwiek gest pocieszenia. Nadal siedziałeś na tej nędznej kanapie, nie robiąc nic. Twoja twarz zastygła w bezruchu, uniemożliwiając mi interpretację twoich uczuć.
- Bo to co czuję do Lucasa jest niczym w porównaniu do uczuć jakimi darzę ciebie - wyznałam pośpiesznie, zakrywają twarz dłońmi. Chciałam się rozpłakać, ale nie potrafiłam.
Teraz to ty zaśmiałeś się sztucznie, skierowawszy na mnie zranione spojrzenie. Twoje piękne tęczówki emanowały smutkiem i niezadowoleniem. Wiedziałam, że chcesz, bym wyznała ci miłość, ale nie potrafiłam tego zrobić. To nie był odpowiedni czas. O ile takowy istniał.
- Dlatego nie możesz o tym zapomnieć, Emmo? Moje kochanki były nikim. Jedyną kobietą, dla której chcę zmienić swój świat, jesteś ty. Od dawna wiesz o moich uczuciach i wiesz, że jesteś tym, co utrzymuje mnie przy życiu. Nie możesz...
- Lorenzo... - wyszeptałam ledwie słyszalnie, łapczywie łapiąc każdy haust powietrza. Klatkę piersiową rozsadzał mi ból; ból, który wydawał się istnieć od dnia, w którym pierwszy raz cię ujrzałam.
Moje serce biło zbyt szybko. Moje zmysły były zbyt pobudzone, by przestać oddychać. Nie chciałam cię ranić, ale wówczas uważałam to za jedyną dobrą decyzję. Zdradziłeś mnie. Wielokrotnie zawodziłeś moje nadzieje. Na dodatek uważałeś mnie za własność Lucasa, jak więc mogłam ci w pełni zaufać. Twoje nieszczęście, choć namacalne w tamtej chwili, wydawało się być wymuszone przez panującą atmosferę. Pragnęłam wierzyć w łączącą nas więź, jednak minione wydarzenia przypominały mi o cierpieniu, które naznaczyło moją duszę z twojej winy.
- Dlaczego miłość tak boli? - dokończyłam z westchnieniem, hamując napływające do oczu łzy.
- Bo to nie miłość. Nie ufasz mi, Emma. Lucas nie jest tym, za kogo go masz. Wiem, że mi nie uwierzysz, ale zawsze będziesz jego zakładnikiem. Twoje uczucia nie są szczere ani prawdziwe. Gdybyś mnie kochała, nie robiłabyś tego. Jesteś tchórzem. Nie wrócę, Emmo. Przyrzekam ci, że już nigdy nie zatruję twojego powietrza. Jestem za bardzo udręczony, by wierzyć w to, że będziemy razem.
Zamknęłam powieki. Gdybym wiedziała, że to ostanie słowa, jakie wydobędą się z twych ust, nigdy nie pozwoliłabym ci odejść. Gdybym wiedziała, że to te słowa są prawdą, zabroniłabym ci opuścić to miejsce bez słowa.
Kiedy odchodziłeś, jak mi się wówczas wydawało, ledwo na chwilę, pocałowałeś mnie delikatnie, nie przytulając do piersi; byłeś zdystansowany. Nieobecny i zbyt zraniony, by pozwolić sobie na coś więcej. A ja wpatrywałam się w ciebie z nadzieją, że to żart. Liczyłam, że nadejdzie dzień, gdy odwołasz te słowa i zostaniemy razem. Na zawsze. Bez ciążącej na naszej duszy winie.
Niespełna kilka minut później zamknęłam za tobą drzwi, wycierając z policzków łzy. Tęskniłam za tobą. Tak jak pustynia tęskni za deszczem; tak jak noc pragnie słońca. Moje zatrute serce rozpadało się na miliony skrawków, chociaż wydawało mi się, że to niemożliwe. Cierpiałam. Cierpienie to jednak było niczym w porównaniu do tego, co czułam do ciebie. Dlaczego moja miłość musiała być tak dziwna i nieobliczalna? Dlaczego musiałam wszystkich ranić, by osiągnąć swój cel? Czy to było normalne, Lorenzo? Czy nasze szaleństwo było normalne? Tamtej nocy nie śniłam o niczym. Tamtej nocy umierałam, bowiem straciłam cię na zawsze. Może nie powiedziałeś tego na głos. Może twoje słowa nie miały znaczenia, ale pomimo to wiedziałam. Wiedziałam, że już nigdy cię nie ujrzę.
- Lorenzo odszedł z zespołu.
Odłożyłam trzymaną w dłoni szklankę, wpatrując się w nienaturalnie zadowolone oblicze Lucasa. W jego postawie była swego rodzaju duma; tak jakby słowa, które wydobyły się z jego ust sprawiały mu wyjątkową przyjemność. Nie pozwoliłam jednak, by moja twarz wyraziła cokolwiek oprócz zdziwienia. - Co zrobicie bez wokalisty?
Lucas wzruszył ramionami.
- Giles zastępował Lorenzo. Zresztą Lorenzo od bardzo dawna nic dla nas nie robił. Lepiej, że odszedł.
Kiwnęłam głową, nie powiedziawszy ani słowa. Pomimo iż w moim życiu wydarzyło się tak wiele; pomimo, że jedyne czym byłam karmiona to gorzka prawda albo okrutne kłamstwo, nie wierzyłam w to, co mówił Lucas. Nie chciałam jednak wykazywać nadmiernego zainteresowania tym tematem. Odszedłeś. Zniknąłeś na zawsze z mojego życia, co miałam więc uczynić? Byłam martwa. Od wielu lat. Twoje odejście nie mogło już niczego zmienić. Nie mogłam być ani szczęśliwa ani nieszczęśliwa, bowiem nie czułam już nic. Serce było tylko mięśniem. Nie mogło pęknąć z twojego powodu, choć bywały noce, kiedy na to naiwnie liczyłam. Nadszedł dzień, kiedy pogodziłam się ze swoim życiem. Nie było cię, Lorenzo. Nawet jeżeli nie potrafiłam już oddychać, nie mogłam cię odzyskać. Moje zraniona duma znaczyła dla mnie więcej niż twoja obecność. I to stało się moim stryczkiem.
Tęsknię za tobą. Nie ma dnia, bym nie czuła twojej obecności w swoim życiu. Czasami odnoszę wrażenie, że obserwujesz mnie z odległego kąta, choć wiem, że to nieprawda. Nigdy nie rzucałeś słów na wiatr. Mówiąc, że nigdy nie zatrujesz mojego powietrza, przysięgałeś nigdy już na mnie nie spojrzeć. Czy widok mojej twarzy sprawiał ci ból? Ból uniemożliwiający oddychanie; ból, który nie pozwalał ci śnić? Odkąd cię nie ma, nie umiem śnić. Moje noce są samotne i pozbawione marzeń. Jak mogłabym marzyć, skoro moje jedyne marzenie odeszło na zawsze?
Gdybym tamtej nocy powiedziała ci, że cię kocham, czy zostałbyś już na zawsze?
Gdybyś tu był. Gdybyś mnie dotknął. Gdybyś się uśmiechnął, mogłabym umrzeć. Tak niewiele mi potrzeba, by osiągnąć niebo.
Kiedy na nowo zakładałam na palec pierścionek od Lucasa, naiwnie wierzyłam w jego zapewnienia. Chciałam, by każde jego słowo było prawdą. O wiele bardziej ufałam osobom, dla których nie miałam znaczenia. Oni nie mogli mnie zranić, bowiem uczucia jakimi mnie obdarzali, nie posiadały żadnej wartości. Wracając do Lucasa pragnęłam jedynie ciepła. W skrytości ducha liczyłam, że wrócimy do pierwszych miesięcy naszego związku. Wydawało mi się, że jestem w stanie nawiązać z nim nić porozumienia, w którą wierzyłam z uporem. Nic jednak nie mogło być takie samo. Tym bardziej kolejne kłamstwo. Wierzyłam w to, w co chciałam wierzyć. Nie wiem, kim dla niego byłam. Nie wiem, czy powinnam być kimkolwiek.
To się wydarzyło w rok po twoim odejściu. Nie wiem, czy mój związek z Lucasem chylił się ku upadkowi. Nigdy go nie kochałam. Byłam jedynie przywiązania do kilku wspomnień, ale po pewnym czasie wydawały się już niewiele znaczyć. Z dnia na dzień przejrzałam na oczy. Ujrzałam Lucasa takim jakim był naprawdę. Z jednej strony zawsze wiedziałam jaki jest, z drugiej jednak nie dopuszczałam tej wizji do siebie. Wybierałam drogę na skróty. Wybierałam to, co było łatwiejsze. Na tym właśnie polegał mój odwieczny problem. Zasłaniałam się śmiercią rodziców. Zasłaniałam się samotnością, lecz prawda była inna.
Tamtego dnia zjawiłam się w mieszkaniu Lucasa przed czasem. Pomimo iż od naszego powrotu do siebie minął ponad rok, nadal nie chciałam u niego zamieszkać. Samotność jaka spowiła moje życie wydawała się nagle być czymś, co mnie uspokajało. Nie wiem już, dlaczego tak rozpaczliwie tkwiłam u boku Lucasa. Przyzwyczajenie przejęło kontrolę nade mną. Stałam się nieracjonalna i zagubiona. Nie potrafiłam zatrzymać karuzeli. Nawet wtedy, kiedy miałam mdłości i czułam, że za chwilę mogę stracić życie.
Nakryłam go z inną kobietą w sypialni. Nie uciekłam jednak. Przeprosiłam ich lodowatym tonem, siadając w kuchni. Nie byłam pewna na co czekam. Nie byłam nawet pewna tego, co powinnam była uczynić. Wpatrywałam się w zielony obrus, nie czując nic prócz ulgi. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się kobieta. Uśmiechnęła się do mnie z wyższością, zapinając ostatnie guziki koszuli, którą założyła na nagie ciało.
- Jestem w ciąży z Lucasem - powiedziała, lustrując mnie uważnym spojrzeniem.
- Gratuluję.
Zaśmiała się, siadając obok.
- Nie żartuję. Jestem w ciąży z Lucasem - powtórzyła dobitnie.
Odnosiłam wrażenie, że oczekiwała innej reakcji.
- Ja również nie żartuję. Gratuluję wam obojgu, a teraz zostaw nas samych.
Bezbarwny ton mojego głosu sprawił, że blondynka po kilku minutach opuściła mieszkanie. Tym razem jednak zrobiła to milcząco. Gdy zamknęła za sobą drzwi, w kuchni pojawił się Lucas. Jego oblicze zdobił ironiczny uśmiech. W jego oczach czaiło się rozbawienie i cynizm.
- Nie powinnaś być już w drodze do Lorenzo? - zapytał bez cienia emocji, nalewając sobie soku do szklanki.
- Zabiorę swoje rzeczy. Mam nadzieję, że to nie będzie kłopotem, jeśli przyjdę po nie jutro.
Nie chciałam o tobie rozmawiać. Nie chciałam wiedzieć, skąd wie o tamtym dniu. Byłam zmęczona. Zmęczona i znużona odgrywaniem ról. Miałam dość zadawania sobie pytania, dlaczego tkwię w błędnym kole. To był koniec.
- Nigdy mnie nie kochałaś. Kochałaś Lorenzo, a teraz nie masz żadnego z nas - odparł ze smutkiem, którego brzmienie tylko potęgowało satysfakcję, jaką czerpał z tej myśli.
- Ty też mnie nie kochałeś - wyszeptałam, ściskając w dłoni materiał bluzki.
- Przynajmniej próbowałem.
- Od kiedy wiesz?
Westchnął przeciągle, wzruszając ramionami. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo zraniłam go swoją lekkomyślnością. Wydawało mi się, że Lucas mnie nie dostrzega. Wydawało mi się, że dostrzega jedyne część tego, kim jestem. Prawda okazała się inna. Nawet jeżeli zdradzał mnie od pierwszego dnia naszego związku, to nie dałam mu powodu, by przestał.
- Od zawsze. Odkąd tylko go poznałaś. Mogłaś to ukrywać przed wszystkimi, Emma, ale twoje spojrzenie mówiło mi wszystko. Myślałem, że skończysz tę grę. Myślałem, że jeżeli was odizoluję to zapomnisz o nim. Na próżno.
To właśnie wtedy zrozumiałam, że Lucas zabronił ci mnie odwiedzać, kiedy zmarli moi rodzice i potem, kiedy odważyłam się powrócić do normalności. To jednak nie było w stanie nic zmienić. Nawet jeżeli prawda wyglądała w ten sposób, nie mogłam sprawić, byś wrócił. Na tym polegała ironia losu. Nie ufałam ci. Nie wierzyłam ani nie doceniałam. Po prostu nie zasługiwałam na kogoś takiego jak ty.
- Dlaczego więc nadal ze mną byłeś?
Zaśmiał się. Cynicznie i złowrogo.
- Żeby zobaczyć jak wiele cierpienia jesteś w stanie znieść. I czy potrafisz jeszcze to czuć. Byłaś moja. Jeżeli mnie nie kochałaś, nie mogłaś być z nim.
Nie odpowiedziałam. Jego okrucieństwo sięgało mroku, jakiego nie byłam w stanie zrozumieć. Patrzyłam w oczy, które niegdyś spoglądały na mnie z troską. Teraz były chłodne i obce. Zniszczyłam nawet i jego. Sprawiłam, że Lucas również umarł. Moje uczucia trawiły swym żarem każdego, kto odważył się do mnie zbliżyć. Może właśnie na tym polegała moja klątwa.
Śmierć byłaby nagrodą, a więc nie mogłam sobie na to pozwolić. Jednego dnia miałam wszystko. Chłopaka, przyjaciela i rodziców. Kolejnego płonęłam w ogniu zemsty. Jakie grzechy popełniłam, by doświadczyć tego wszystkiego? Odebrano mi to, co kochałam. Jedno nieszczęście stało się pożywką dla kolejnych. Machina, którą nieopacznie uruchomiłam zniszczyła każdą dobrą rzecz, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Nie mogłam wierzyć w miłość. Nie wierzyłam też w nienawiść. Lorenzo, czy twoje milczenie wyrażało właśnie to? Brak wiary w uczucia, o których tak wiele się mówi? Patrząc w twoje oczy dostrzegałam namiastkę raju. Gdybym choć raz zanurzyła się w ich głębi, nie musiałabym z takim utęsknieniem oczekiwać końca.
Wiem, że nie możesz mi wybaczyć. Wiem, że twoja duma dorównuje mojej dumie. I wiedz, że cię za to nie winię. Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytasz ten list. Być może usuniesz go, nie zwróciwszy uwagi na nadawcę, albo z niedowierzaniem spojrzysz na moje imię, uśmiechając się cynicznie. Zdaję sobie z tego sprawę, że jest za późno, by cokolwiek naprawić. Popełnialiśmy błędy. Obydwoje uciekaliśmy w kłamstwo, obawiając się siły tego, co nas połączyło. Twoje milczenie na zawsze pozostało dla mnie najpiękniejszą melodią. Twoje smutne spojrzenie będzie prześladować mnie do końca mych dni. Nikt nigdy nie był dla mnie tak ważny, choć wiem, że w to nie wierzysz. Popełniałam błędy. Błędy wynikające z mojej naiwności i z mojej głupoty, ale czy zakochany człowiek zachowuje się racjonalne? Nie mogę się winić za to, co do ciebie czuję, Lorenzo. Minęły lata, a ja nadal, mając twój obraz pod powiekami, nie umiem opanować szybkiego bicia serca. Twój zapach nadal prześladuje moje wspomnienia, a smak tamtego pocałunku pozwala zasnąć. Wiem, że do mnie nie wrócisz. Wiem, że zasługujesz na coś więcej aniżeli napisane pod wpływem chwili wyznanie. Ponad wszystko pragnę byś był szczęśliwy. Nawet jeśli twoje szczęście, byłoby moim największym nieszczęściem. Tylko czasami zastanawiam się czy za mną tęsknisz. Czy budzisz się z moim imieniem na ustach. Czy nadal jest w twych myślach miejsce dla mnie. Bo ja, Lorenzo, tęsknię za tobą nieustannie i to moje najgorsze przekleństwo.
Chyba powinnam nieco ochłonąć i dopiero wtedy usiąść do napisania tego komentarza… Ale z drugiej strony mam wrażenie, że skomentowanie od razu, kiedy wciąż żyję tym, co właśnie przeczytałam, w tym wypadku się lepiej sprawdzi :) Rety, miałam sobie ten wpis podzielić na kilka partii i czytać go częściami, ale jak już zaczęłam, to nie mogłam skończyć. Tak totalnie zanurzyłam się w tej historii Emmy, że zupełnie zapomniałam o tym, że istnieje jeszcze jakiś, nieco bardziej realny świat :P Wiesz co… Wcale nie dziwię się, że czujesz niezwykłą satysfakcję po jej napisaniu. I z całą pewnością mogę zaryzykować stwierdzenie, że zaśnięcie przy czytaniu tego listu powyżej nie jest możliwe :P nawet gdyby ktoś miał za sobą mnóstwo nieprzespanych nocy, to i tak te emocje by go rozbudziły do tego stopnia, że zapomniałby, że w ogóle istnieje coś takiego jak sen :P Dla ciebie pisanie tej historii było magią, ja z kolei ze swojej strony mogę zapewnić, że czytanie jej było i magią, i przyjemnością; i na dodatek to, co przeczytałam przemówiło do mnie w ten szczególny sposób, tak że teraz siedzę przed latopem i wewnątrz cała się trzęsę; jednocześnie nie potrafię oderwać myśli od Emmy, od Lorenzo czy od Lucasa. Zgaduję, że jeszcze dość długo będą mnie prześladować niektóre sceny, że będę to wszystko analizować, rozpamiętywać, raz po raz zamykać oczy i wyobrażać sobie poszczególne fragmenty, usiłując odwzorować Emmę i jej historię w takiej postaci wizualnej (lubię tak po prostu przy czytaniu układać sobie całą scenę w formie obrazkowej w głowie). Tu było tyle emocji - i to emocji z rodzaju tych pochłaniających, angażujących i zdecydowanie niespecjalnie pozytywnych – że czuję się przez nie wszystkie pokonana. Całkowicie przesiąknęłam Emmą, jej nieszczęściem, biernością, bezradością. Przeraża mnie ta ilość uczuć, które ona w sobie skrywała. Nie dziwię się, że w niektórych momentach zdawała się balansować gdzieś na samej granicy, niemal gotowa do upadku. Nie dość, że utknęła w toksycznej (to mocne określenie, ale czuję, że w tym wypadku powinnam go użyć :P) relacji z Lucasem, to jeszcze w pobliżu tkwił Lorenzo (jakie ładne imię <3), w którym Emma zadurzyła się naprawdę. W sumie to można by było być trochę na Emmę złą. Można by jej zarzucić, że powinna mocno, ale to naprawdę mocno kopnąć Lucasa i ruszyć do przodu. W końcu on był dla niej okropny, a na końcu jeszcze okazał się parszywym, bezlitosnym draniem. Tyle, że ona się do niego przywiązała, tak bardzo bała się odejść, bo musiałaby radzić sobie sama. Rety, jestem w stanie ją zrozumieć i w żadnym wypadku nie potrafię mieć do niej pretensji. Fakt, miała tego Lorenzo, może powinna rzucić się mu w ramiona, ale też nigdy nie miałaby pewności czy z nim byłoby jej lepiej niż z L. Oczywiście, okazało się, że jeden z głównych grzeszków Lorenzo, którymi sukcesywnie zdobywał u Emmy wielkie minusy, był dziełem psychopatycznego L., ale mimo wszystko, były jeszcze inne dość przykre sprawy. Rety, mam ochotę przytulić Emmę… I Lorenzo. Lucasowi bym za to kilka razy porządnie przywaliła. Cieszę się, że pozostawiłaś takie otwarte zakończenie, bo mogę sobie naiwnie wierzyć, że może on przeczytał ten list, że może oni odnaleźli się na nowo w całym tym potężnym stosie niepewności, niedomówień, kłamstw. Tak, zdecydowanie na to liczę :D A, wiem, miałam jeszcze napisać, że ja tak bardzo lubię takie historie zamknięte w ramach listu. Jakoś przemawia to do mnie o wiele mocniej, gdy ktoś w taki sposób ujawnia swoje emocje, odsłaniając poszczególne rany bądź zadry z przeszłości. Myślałam, że pisząc ten komentarz, zdołam ochłonąć, ale teraz jest chyba gorzej xd Weź no, zupełnie rozłożyłaś mnie emocjonalnie, ja się tak nie bawię :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Rozumiem.
OdpowiedzUsuńOk, to faktycznie jest aż za bardzo podobne do Adieu w swoim wydźwięku. Tylko że tutaj rownież i męska cześć tragedii jest dość mocno niezdecydowana. Narratorka zakochała się w kimś, kogo tak naprawdę nie znała; zakochała sie w marzeniu mocniej niz we własnym chłopaku. Rozumiem, zd mgła miec problem z zaufaniem, z wybieraniem uczuc a nie bezpieczeńtwa po śmierci rodziców, ale przed? Naprawdę-dawała się traktować lucasowi jak zabawkę, bo tak było łatwiej? Ale cóż, nie mogę tez go tak jednoznacznie skreślić, bo przecież naprawdę zajął sie dziewczyna, gdy tego potrzebowała... Ale nie kochał jej tak, jak powinien,To na pewno. Uzależnił ją od siebie. A lorenzo... Lorebzo powinien był od początku bardziej walczyć. Od początku. Zachowywał sie równie niezdecydowanie jak ona. Wiedział, ze Lucas nie traktuje jej tak jak powinien to robić czyjś chłopak. Wiedział, ze ona cos czuje. Gratuluje, pocałował ją raz i to nir wiadomo kiedy. Rozumiem, dlaczego dowiedzenie sie o dziewczynach lorenza bolało js bardziej niz dziewczyny lucasa, bo tego pierwszego naprawdę kochała, mimo iż nigdy z nim niu była. Tylko ze to jest wlasnie tragiczne, oni kochali nawazajem wyobrażenia o sobie, zbyt przerażeni, aby urzeczywistnić marzenia, sprawdzić, czy maja racje bytu. Dziwi mnie, ze dziewczyna odeszła od lucasa dopiero wtedy kiedy dostała czarno na białym zdjęcia ego i dziewczyn. Skoro wiedziała to o wiele wczesniej...czemu dopiero wtedy? Czemu mi wybaczyła i zgodziła sie na narzeczeństwo, skoro mogła przewidzieć, ze nie bedzie jen wierny? Lucas może w jakimś sensie był łatwiejszym wyborem, ale raczej nie bezpieczniejszym, a juz na pewno nie prawdziwym. szkoda, zd ludzie sami sobie tak komplikują życie, naprawdę szkoda. Ona i lorenzo powinni miec szanse zobaczenia, czy naprawdę sa sobie przeznaczeni. Mieli ja wielokrotnie i ani razu z niej nie skorzystali :( bardzo dobre,poruszające opowiadanie... Pozdrawiam serdecznie, Condawiramurs
OdpowiedzUsuńWow... dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Twoje jednoczęściówki nie mają sobie rownych.
OdpowiedzUsuń