2014/05/29

Little heart bomb / 02

Po tygodniu rozmyślań, płaczu nad blogiem w końcu coś tu zrobiłam. Wizualne doznania też są ważne. Przechodząc do meritum, utknęłam w dziwnym punkcie pisania adieu, dlatego pomyślałam, że dodam tu fragment opowiadania, które jest prototypem adieu. Gdyby nie obejrzenie filmu Co dzień zawdzięcza nocy, czytalibyście właśnie tą wersję pod roboczą nazwą little heart bomb (zainspirowane rownież piosenką o tym samym tytule <klik>) Tak czy inaczej, wszystko ruszyło w innym kierunku i mimo usilnych prób nie umiem tego skończyć.  Coś dłuższego, coś dla osób o mocnych nerwach i być może masochistów też. Osobiście lubię prolog, który, moim zdaniem, wpasowuje się w tekst piosenki powyżej. No i w końcu pojawia się coś co chyba stanie się moją specjalnością - miłosne trójkąty. Swoją drogą, cieszę się, że to jednak adieu dostało zielone światło i jest główną historią mojej twórczości. Resztę zostawiam Wam. Pozdrawiam!

//

PROLOG

         Minęło osiem lat odkąd rozmawiała z nim po raz ostatni. Poprosił ją wtedy, by o nim zapomniała i ułożyła sobie życie z kimś innym; kimś kto będzie w odpowiednim wieku i komu będzie potrafiła oddać całą swoją dusze i serce. Siedziała naprzeciw niego, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Była młoda, niezaprzeczalnie się z tym zgadzała, ale doskonale wiedziała czym jest związek i czego oczekuje od siebie i od niego w tym układzie. Nawet jeżeli był od niej o cztery lata starszy i powoli zaczynał być całkowicie usamodzielnioną jednostką. Doskonale pamiętała jego słowa, to jak poprzez wątpliwe argumenty starał się przekazać brak jakiejkolwiek przyszłości dla ich pożal się boże relacji. I nie chodziło jej tylko o to, że była w nim zakochana i oczekiwała czegoś więcej aniżeli prostego, pełnego rezygnacji spojrzenia. W jej szesnastoletnim umyśle nie było miejsca na proste, racjonalne rozstania. Wszystko podparte musiało być kłótnią, wymianą krótkich, pozbawionych sensu zdań. Nie tak kończy się coś, co miało trwać wiecznie! Wszystkie jej koleżanki opowiadając o swoich rozpaczliwych zerwaniach, niemal zawsze mówiły o łzach, krzyku i ucieczkach, a więc dlaczego on zachowywał się tak spokojnie, tak jakby nie miało to dla niego znaczenia?
Z jego ust wypływał potok prostych, spokojnych słów, które układały się w przepełnione otuchą zdania. Miał pogodne, niemal zadowolone spojrzenie, co tylko potęgowało pokojową aurę jego zerwania. Przez chwilę zastanowiła się czy go kocha lub przynajmniej lubi, a gdy doszła do wniosku, że w tym momencie czuje jedynie przygnębienie podpierane nutą żalu, rzuciła w zapomnienie podjęcie próby głośnej kłótni. Wysłuchała go w ciszy, a na sam koniec skinęła głową w geście zrozumienia i chyba też poparcia. Skoro nie chciał z nią być, bo była zbyt młoda, niedojrzała i wciąż zbyt dziecinna dla niego, to czy mogła błagać go o chwilę czasu na przemyślenie zaistniałej sytuacji? Odchodził nie tylko z tych na szybko podanych powodów, była tego niemal pewna, jednak nie chciała drążyć tematu, psuć tej cukierkowej atmosfery, w której kończy się związek z godnością. Był z siebie taki dumny, pogrążony we własnym sukcesie, czy miała prawo psuć to w takiej chwili? Na koniec chciała go zapytać, dlaczego właściwie zaczął z nią być; od początku wiedział ile ma lat i czego może się spodziewać, a więc po co to robił? Czekała na niego długo, nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, że może go poznać a po dwóch latach spoglądania z oddali, nikłego uśmiechu, gdy go mijała i sennych fantazji, udało jej się z nim porozmawiać! Spotkali się i nawet nie nalegała na nic więcej. Zależało jej na tych krótkich, szczerych i pełnych wspólnej fascynacji rozmowach, jednak nie próbowała zainicjować czegoś ponad wyznaczone wcześniej granice. To on zrobił ten pierwszy ruch, który przesądził o ich przyszłości. A teraz mówił jej, że to wydarzyło się zbyt szybko i gdy zastanowił się nad swoim zachowaniem, doszedł do wniosku, że to może ich tylko złamać. Tylko jak?! Nie wykrzyczała mu jednak ani tego, ani swojego rozczarowania, jakie w niej wzbudził. Uśmiechnęła się, wykrzywiając usta w niemal płaczliwym grymasie. Było jej przykro, tak jak może być przykro szesnastolatce, a wziąwszy z oparcia torbę, pożegnała się krótkim cześć i wyszła z kawiarni.
        Potem o nim zapomniała, tak jak zapomina się o znoszonych rzeczach, ale czy w końcu nie o to ją poprosił? Była na siebie tylko zła, że zrobiła to po ponad czterech latach usilnych chęci zamienienia tych wspólnie spędzonych chwil w pył. Przez czterdzieści osiem miesięcy starała się wyrzucić z siebie to zatrute jabłko, które kiedyś nieumyślnie jej podarował. Jeżeli nie kochała go wcześniej, to zaraz po wyjściu stamtąd, jej miłość zapałała żywym ogniem. Być może była szalona, być może dziecinna i egoistyczna, ale dopiero wtedy poczuła ten dreszcz, którego stale jej brakowało, kiedy przy nim była. Na samym początku ich znajomości powiedział jej, że nim się zorientuje, sprawi, że go pokocha i właściwie nie pomylił się. Spełnił swoją obietnicę w stu procentach uprzednio od niej odchodząc. Stawiała więc przed sobą następujące pytanie: czy można zrobić coś gorszego szesnastolatce? Oczywiście nie złamało jej to na wieczność, czyniąc kompletnie upośledzoną emocjonalnie dla każdego, kto tylko próbował się zbliżyć. Jednak zawsze, gdzieś w jej umyśle, pojawiało się słowo porzucona i to wytrącało ją na krótką chwilę z równowagi. Choć nigdy nie czuła się w ten sposób, to jej zwodnicza pamięć niemal zawsze podsuwała jej ten pełen fałszywego optymizmu obraz, kiedy mówił jej, że obydwoje potrzebują swojej własnej przestrzeni i być może kiedyś ich drogi na nowo się skrzyżują, a wtedy będą już gotowi na wspólne życie. W tamtej chwili życzyła sobie, by nigdy, ale to przenigdy, to nie nastąpiło. Nie byłaby wtedy w stanie stanąć przed nim i nie wykrzyczeć tych wszystkich przekleństw, które niemal trawiły ją od środka. Nie mogła sobie na to pozwolić, bowiem wtedy utwierdziłaby go w przekonaniu, że jest niedojrzała; taka za jaką zawsze ją uważał.

       Sześć lat po tym wydarzeniu udało jej się w końcu kogoś poznać. Był tylko rok od niej starszy i nie uważał jej za infantylną. Miał świetne poczucie humoru, był inteligentny i właściwe przystojny. Posiadał wszystkie cechy, które szanowała u ludzi i których próbowała się nauczyć, a on wydawał się być dobrym i przede wszystkim cierpliwym nauczycielem. Była szczęśliwa, kochana, bezpieczna i pewna swoich wartości. Posiadała coś czego zawsze jej brakowało, a za czym nigdy nie ośmieliła się gonić. Nie mogła nazwać ich związku idealnym, ale wspierali się wtedy, kiedy było ich na to stać, a nienawidzili, gdy czuli przesyt dotykającą ich zewsząd codziennością. Wymazała z pamięci resztki swoich mrocznych uczuć, by poddać się jego opiekuńczości i ciepłu, którym zewsząd ją otaczał. Czasami patrząc na niego, zastanawiała się, dlaczego tu wciąż jest i nie daje mu całej swej miłości, którą w sobie nosi. A w najgorsze dni, zastanawiała się, czy oby na pewno zasłużyła na kogoś takiego. Potem wykręcał się do niej, a widząc ten perlisty, pełen uwielbienia uśmiech, wiedziała, że nigdy nie może go zostawić. Była jego na wieczność. 


JEDEN

      Po tylu latach spędzonych nad doskonaleniem samej siebie, wydawało jej się, że nie ma rzeczy czy też osoby, która potrafiłaby ją prawdziwie zaskoczyć. I to był chyba jej największy dotychczasowy błąd. Uwielbiała monotonię i wynikającą z niej przewidywalność. Była mistrzynią dostosowywania się do nowych sytuacji czy też przyjmowania nowego rozkładu zajęć. Zajęło jej to wiele czasu, jednak nigdy tego nie żałowała, bowiem zawsze czuła się bezpiecznie w swoim świecie złożonym z dat, godzin i terminów. Co do minuty planowała każdy swój dzień, by na sam jego koniec usiąść, wypić kieliszek wina i zasnąć w jego ramionach czy też samej w obszernej kołdrze. I chyba tylko to sprawiało, że zawsze wtedy uśmiechała się do siebie, wiedząc, że zrealizowała co do sekundy swój dzisiejszy plan. Wszystko jednak zmieniło się tamtego feralnego dnia, kiedy to już sam ranek nie był taki, jak być powinien.
      Otworzyła wciąż zaspane powieki o całe dwadzieścia minut za późno. Z szybkością o jaką nigdy by się nie podejrzewała, wyszła spod ciepłej kołdry, od razu przechodząc do łazienki, gdzie wzięła szybki, orzeźwiający prysznic. Nie pamiętała już jak to jest zaspać na ważne spotkanie, zajęcia czy choćby nawet zwykłe wyjście do sklepu. Ostatni raz przydarzyło jej się to na pierwszym roku studiów, potem nauczyła się skutecznie nastawiać budzik. Stanęła na chwilę przed lustrem, nakazując sobie spokój. W tle słyszała wciąż dzwoniący telefon, co jednak w żaden sposób nie wyprowadzało ją z równowagi. Metodycznie wykonywała każdą poranną czynność w nieco przyspieszonym tempie, tak by z czystym sumieniem móc wyjść z mieszkania dwadzieścia minut przed dziewiątą. W wydawnictwie pracowała od ponad roku jako stażystka i mimo iż znała już niemal każdego z zarządu, wciąż obawiała się dzisiejszej rozmowy. Z jednej strony sądziła, że to nie może być nic złego, być może zaproponują jej pracę na pełen etat, jednak z drugiej w jej umyśle pojawiała się ta uporczywa myśl, że chcą się jej pozbyć, że z dniem, w którym otrzymała tytuł magistra stała się swego rodzaju zagrożeniem, którego należałoby się pozbyć. Niespodziewane wezwanie do Ann wzbudziło w niej burzliwe emocje, które utrudniały jej nie tylko jakąkolwiek pracę ale i życie codzienne. Łapała się już na tym, że patrzy w telewizor i nie ma zielonego pojęcia, co dzieje się na ekranie przed nią, ma za to tysiące nowych pomysłów  co do jej przyszłego spotkania w pokoju sześćdziesiąt jeden na ósmym piętrze. Powoli naradzająca się w niej paranoja zamknęła ją w czterech pogrążonych w mroku ścianach, co dało jej wiele do myślenia. Do listy zmian, które niezwłocznie musiała wprowadzić do swojej egzystencji, należało dopisać kolejny punkt: przestań stresować się pracą. W tle na nowo rozbrzmiała kakofonia dźwięków, uporczywie informując ją o kolejnym połączeniu.
           Kiedy dopięła wszystko na ostatni guzik,  ułożyła kołnierzyk czarnej koszuli i udała się do wyjścia. Niecałe pięć minut później stała nieopodal przystanku, pisząc szybkiego smsa do Toma, w którym pokrótce wyjaśniła mu powód swojej porannej absencji. Potem wrzuciła telefon do torby i przymknęła na chwilę powieki, by nieco uspokoić rozszalałe po dość intensywnym początku dnia nerwy. Niespodziewanie usłyszała pośród tłumu ludzi swoje imię. Otrząsnęła się z letargu, w który niechybnie popadła, próbując zlokalizować ów nawołujący ją głos. Gdy w końcu wyjawił się z tłumu, jej nogi ugięły się niebezpiecznie, a oddech stał się krótki i urywany. Czuła jak cały świat zatrzymuje się na tą jedną, krótką chwilę, by dać jej czas do namysłu i ucieczki. To nie było realne, to nie mogło być realne! Mówił jej, że nienawidzi tego miasta i nigdy nie chciałby tu zamieszkać. A teraz stał przed nią, uśmiechając się aż zanadto sympatycznie. Zapominała o nim cztery lata; na jego własną prośbę wymazała go z pamięci, a teraz miał czelność pojawić się na tej przeklętej ulicy w tak trudnym i stresującym dla niej dniu. Dlaczego zawsze jej to robił; dlaczego pojawiał się w najmniej stosownych momentach i niszczył jej niemal sielskie życie? Wlepiła w niego przerażone spojrzenie, starając się zapanować nad ogromem emocji, który momentalnie zawładnął jej ciałem.
     - Nie byłem pewien czy to ty, ale zawsze uwielbiałem twój nos, więc nie mogłem się co do niego pomylić - odparł całkowicie beztroskim głosem, posyłając jej radosny uśmiech. Miała ochotę go zabić, opleść jego opaloną szyję swoimi bladymi palcami i ściskać ją do momentu aż życie zniknie z tych lśniących, ciemnych oczu.
     - Chętnie porozmawiałabym, ale naprawdę mi się śpieszy. Przepraszam. Mam ważne spotkanie. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy - odparła pośpiesznie, robiąc wszystko, by jej głos nie brzmiał jak paniczna prośba o ucieczkę.
Jego wrodzone maniery wytwornego kawalera nie pozwoliły mu jednak na okazanie niezadowolenia. Znowu uśmiechnął się czarująco, wypowiadając jakieś słowa, które nie miały dla niej już żadnego znaczenia. Zanim skończył zdanie, pomachała mu niedbale, wsiadając do pierwszego lepszego autobusu, który właśnie podjechał. 
Grupa osób oczekujących na inną linię zniknęła jej szybko sprzed oczu, ustępując miejsca rzędom sklepów, firm a nawet i przedszkoli. Oddychała ciężko, z całej siły trzymając się metalowej rury. Nie miała zielonego pojęcia, gdzie zmierza autobus, do którego wsiadła, ale musiała się stamtąd wydostać. Ogrom wspomnień zalał jej udręczony umysł, wprawiając w stan zawieszenia. Nigdy nie spodziewała się, że jej największa życiowa mara nagle wyjdzie zza rogu, uśmiechając się szelmowsko. Odpięła dwa ostatnie guziki koszuli, próbując nabrać powietrza. Dusiła się. Nadmiar emocji zawsze miał na nią negatywny wpływ, jednak jego widok wydawał się działać jeszcze gorzej. Wysiadła w końcu na kolejnym przystanku, podchodząc do rozkładu jazdy. Odetchnęła z ulgą, zobaczywszy, że autobus, który dowiezie ją pod sam budynek pojawi się za niecałe trzy minuty. W międzyczasie wyjęła telefon, wybierając numer Toma. Musiała go teraz usłyszeć, wiedzieć, że zaledwie kilka kilometrów od niej jest ktoś kto ją kocha i wspiera. W końcu usłyszała jego głos; ciepły i zarazem stanowczy. Uśmiechnęła się po raz pierwszy tego dnia.
     - Powiedź coś, bo zaraz umrę ze strachu.
     - Jesteś rewelacyjna.
Roześmiała się, na co jej zawtórował. Przez krótką chwilę milczeli, wsłuchując się w swoje oddechy. Był wszystkim czego zawsze potrzebowała; a przynajmniej tak było jeszcze rano.
     - Nawet jeżeli cię wyrzucą, to znajdziesz inną pracę. Jesteś świetna i nigdy o tym nie zapominaj - upomniał ją, a ton jego głosu na ułamek sekundy stał się rzeczowym tonem światowej sławy psychologa.
     - Kocham cię i do zobaczenia popołudniu.
Nagle poziom adrenaliny w jej organizmie opadł do w pełni akceptowalnego poziomu. Już nie odczuwała ogromu tej presji, która jeszcze przed godziną odbierała jej zdolność logicznego myślenia. Miała spokój na dwadzieścia a może i trochę więcej minut. Potem na nowo jej ciałem wstrząsnąć miała panika.

      Przeszła przez oszklone drzwi recepcji PressWord Company, machając na powitanie starszemu portierowi, który każdego pracownika witał szczerym i radosnym uśmiechem. Potem weszła do windy, a gdy ta w końcu zatrzymała się na ósmym piętrze, Odette stanęła oko w oko z sekretarką Ann. Leila, bo tak jej było na imię, zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem. Zanim jednak zdążyły wymienić się uprzejmościami, z windy wyszła Ann jak zawsze ubrana w nienaganny, kobiecy garnitur. Jej długie jasne włosy kaskadą opadały na nienaturalnie wyprostowane plecy, a karminowa szminka wydawała się tylko uzupełniać jej władczy wygląd. Pośpiesznie powitała swoje pracownice, prosząc Odette, by poczekała jeszcze dwie minuty, bowiem musi wykonać jeszcze jeden ważny telefon i wtedy dopiero będzie mogła z nią porozmawiać. Szatynka przysiadła na czerwonej kanapie, przyglądając się widokom zza ogromnej szyby. Za wszelką cenę starała się utrzymać w ryzach swoje narastające zdenerwowanie. Ann była rewelacyjną szefową; zawsze odnosiła się do swoich podopiecznych z szacunkiem, a w momentach, kiedy sobie nie radzili, wyciągała pomocną dłoń. Owszem, była osobą stanowczą i z natury chłodną, ale nie odnosiła wrażenia, by mogła zwolnić kogokolwiek bez uzasadnionej przyczyny. Oddychała głęboko, starając się zająć planami na dzisiejsze południe. Zawsze wiedziała, co będą robić z Tomem po pracy, nawet jeżeli miało to być leżenie przed telewizorem i jedzenie popcornu, od jakiegoś czasu jednak, zajęta pracą magisterską i pracą w wydawnictwie, kompletnie zapomniała o tym, by jakoś zorganizować ich wolny czas. Zanim jednak na dobre oddała się rozmyślaniu nad chaosem, który wdarł się niepostrzeżenie do jej życia, zza drzwi wychyliła się Ann, zapraszając ją do swojego gabinetu.

               - Ta rozmowa wydawała się konieczna, bowiem jesteś już magistrem, a co za tym idzie, pewnie masz od nas nieco inne oczekiwania niż na początku naszej współpracy. Oczywiście zarząd jest w stanie zaproponować ci pracę na pełen etat, pytanie tylko, czy jesteś gotowa na dalszą współpracę z nami?
Nie czekając jednak na odpowiedź dziewczyny, Ann Beastrow kontynuowała swoją wypowiedź.
       - Jesteś dla nas cenna, bowiem rzadko spotykamy tu osoby, które posiadają wykształcenie z zakresu języka angielskiego jak i francuskiego. Dobrze wiemy, że wprawdzie zrobiłaś tylko kilka certyfikatów z francuskiego, jednak przez ten rok wiele nauczyłaś się podczas pracy z takimi tekstami, więc nie mam specjalnych obaw, że sobie nie poradzisz z treściami w tym języku. Przechodząc jednak do rzeczy, chcielibyśmy ci zaproponować ponadprogramową pracę. Oczywiście dodatkowo płatną i wciąż będziesz zajmować się sprawdzaniem i poprawieniem powieści, tak jak dotychczas. Czy jesteś w stanie się na to zgodzić?
Skinęła głową, czując suchość w gardle. Jej spocone dłonie nieruchomo leżały na jej nienaturalnie przechylonych w lewo kolanach. Była strzępkiem nerwów i szczerze mówiąc nie do końca rozumiała Ann. Odnosiła wrażenie, że pomiędzy tymi szybko wypowiadanymi słowami, pojawia się propozycja dalszej pracy, ale i również aluzje do tego, że stać ją na coś więcej niż praca na ciągłym stanowisku korektora numer sześć. Kolejny głęboki oddech. Przestawała racjonalnie myśleć, a to nie zwiastowało niczego dobrego.
     - Dwa tygodnie temu pojawił się u nas, o ile tak go można nazwać, menager jakiegoś początkującego pisarza, który napisał książkę o stażystach w szpitalu, albo czymś takim. Problem tkwi w tym, że chce to przetłumaczyć na kilka języków i za naszym pośrednictwem nawiązać kontakty z zagranicznymi wydawnictwami. Sam mówi dobrze chyba w trzech językach, jednak potrzebuje konsultacji w niektórych przypadkach, więc musimy mu oczywiście pomóc. A zważywszy na to, że jedną z twoich specjalizacji jest medycyna w języku francuskim, wydajesz się być idealną kandydatką. Chodzi tu tylko o kilkugodzinne konsultacje kilka razy w tygodniu, nic w sumie wielkiego. Wczoraj zgodziłam się na publikacje jego wypocin i postanowiłam skorzystać z naszego dzisiejszego spotkania i ci to zaproponować.
Odette posłała jej krótki, pełen strachu uśmiech. To zdecydowanie nie było wymówienie, więc nie miała powodu do dalszego zdenerwowania, jednak gdzieś podświadomie odczuwała strach. Nie potrafiła wyzbyć się tego uczucia, które w ostatnich dniach towarzyszyło jej w każdej minucie.
     - To... właściwie to bardzo ciekawe doświadczenie i w żaden sposób nie koliduje z moimi planami. Z wielką chęcią mogę się tego podjąć i o ile nie użyje on prawdziwie wyszukanego słownictwa z tego zakresu, to będę w stanie mu pomóc.
Ann zaśmiała się, posyłając jej pełne zadowolenia spojrzenie. Szybko odnotowała coś w leżącym naprzeciw notesie, przenosząc swoje spojrzenie na o wiele mniej zestresowaną szatynkę.
     - Dziś po południu podam mu twój adres e-mail i będziesz mogła się z nim kontaktować już we własnym zakresie. Oczywiście każde spotkanie czy też pracę online odnotowujesz tak jak dotychczas u Maggie na dole, a my doliczymy to do twojego wynagrodzenia. Przechodząc jednak do etatów, to jak wygląda obecnie twój poziom zainteresowania poszerzeniem współpracy z nami?

8 komentarzy:

  1. Po Twoim wstępie trudno nie porównywać dwóch opowiadań, chociaż może nie powinnam oceniać prototypu po dużo krótszym fragmencie. Dochodzę do wniosku, że jednak prototyp nie ma bardzo dużo wspólnego z adieu. Zdecydowanie to inna historia. Wydaje mi się, że dorastanie z Jasmim i poznawanie jej emocji na różnych etapach życia, stanowi jakby wartość dodaną opowiadania. Tutaj prolog bardziej wpisuje się w klimat. Co nie oznacza, że to nie jest dobre, bo mnie bardzo przyjemnie się czytało :) Czyżbyś miała wobec takie plany, żeby załapała pracę w wydawnictwie? :D
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wobec Jasmin? sprawa rozwiąże się już niebawem xd
      faktycznie to zupełnie coś innego, jedynym wspólnym mianownikiem są panowie: buntownik i prawdziwy anioł, a Odette to raczej przeciwieństwo Jas. Sama też nie umiem ich porównać, po prostu to było pierwsze opowiadanie od bardzo dawna, które chciałam zacząć publikować i potem bum 'adieu', więc ta historia zawsze będzie dla mnie połączona z adieu, pomimo iż fabuła pewnie wiele wspólnego nie ma :)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Łołoło, a czemu ja przeczuwam, że tym kimś z kim będzie współpracowała będzie jej Mara?:D:D:D Chciałabym, żeby tak było!:D
    Okej, na początku mała uwaga...dałoby radę powiększyć odrobinę czcionkę? Moja ślepota się wykańcza i wszystko mi się zlewa, tak jestem mocno ślepa :D A moje okulary po kilku miesiącach idą na wymianę :D
    Ogólnie, jeśli to ma być wersja X adieu to ja jestem za obiema wersjami. Nie wiem, ale czuję, że tamta wersja z Vickiem porwała mnie całkowicie, a ta wersja już mnie poderwała do góry, więc musisz być świadoma, że cokolwiek opublikujesz to ja będę IN LOVE. :D Dlaczego? Nie wiem, może masz tak specyficzny sposób pisania, że mnie jakoś emocjonalnie rusza. :D Dziwne, ale prawdziwe.
    Czekam na dalej, o ile planujesz coś dalej. ;C
    Pozdrawiam!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, ta czcionka nawet mnie dobija, ale wczoraj przez nieuwagę coś spieprzyłam z szablonem i nie mam czasu, by to zmienić. dzisiaj w nocy naprawię to :D
      Masz absolutną rację, Odette miała pracować ze swoją marą, wielkim panem lekarzem xd
      to miło, że kogoś emocjonalnie to rusza, choć to naprawdę, wtym przypadku, nie jest efekt zamierzony.
      I raczej nie planuję, pewnie powieliłabym wątki z adieu, a uczepienie się jednego schematu nie byłoby korzystane dla mnie ;-)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. ach, to zapowiada się chyba jeszcze lepiej. Po pierwsze już od poczatku staiwasz na miłość, ale niełatwą, pojawia się trójkąt i związane z tym dylematy - to jest to. Wspaniałe opisy uczuc, zarówno w prologu, jak i w I rozdziale; na mój gust kochała tego chłopaka jako 16-latka i nie potrafiła w jakiś sposób zapomnieć o nim do końca, mimo że wierzę, iż Tom daje jej szczęście. Po drugie dobrze opisane rzoterki związane z pracą, zainteresowaniami ; podejrzewam, że osobą, z którą będzie musiała współpracować, będzie jej były chłopak, i jest to naprawdę dobrze zapowiadający się start xD urwałaś tę rozmowę w połowie, brakuje zakończenia.. moze celowo, ale jednak nieco zbyt w środku... jakaś odpowiedź dziewczyny by się przydała. A, zapomniałąm dodać, że podoba mi się fakt, że skupiasz się na drugoplanowych bohaterach,np. bardzo dobrze i skrupulatnie opisalas Ann, spodobała mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urwałam, bo jak to już napisałam, to tylko fragmenty jakiś opowiadań, które zaczęłam i kórych nigdy nie skończe. Możemy to nazwać jednonocną/jednodniową przygodą, więc każdy z wrzucanych tu rozdziałów, prologow etc. będzie niedopracowany, urwany w nieodpowiednim momencie i zapewnie niedopracowany (tak jak ten zainspirowany trafnym wyborem)
      Dziekuję za uwagi i zapraszam kolejnym razem! :)

      Usuń
  4. 25 year old Account Executive Jilly Hucks, hailing from Vancouver enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Snowboarding. Took a trip to Archaeological Site of Atapuerca and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. Pelny artykul

    OdpowiedzUsuń