Pisząc ten fragment byłam pod wpływem J.K.Rowling i jej Trafnego Wyboru. A że zawsze chciałam napisać kryminał to okazało się to być całkiem dobrą bazą. Z setką pomysłów, planem działania i zapałem ruszyłam z pisaniem i... no właśnie i nic. Prawdopodobnie nigdy jej nie dokończę, więc jest to odpowiednie miejsce na jej przechowanie. Może kiedyś dorosnę do napisania kryminału.
//
PROLOG
Normville było niewielkim miasteczkiem położonym u wybrzeża Morza
Północnego. Liczba jego mieszkańców zazwyczaj zamykała się w
ośmiu tysiącach, jedynie w okresie wakacyjnym ich grono zasilało około
pięciuset stałych turystów, którzy doskonale znali się z domownikami. Od ponad dziesięciu
lat nikt nie zasiedlił się tam na stałe, a więc naturalne było to, że wszyscy
znali się na tyle dobrze, by zamienić ze sobą krótkie zdanie przy porannych
zakupach. Normville żyło swoim rytmem; dalekim od tego wielkomiejskiego zgiełku
umiejscowionego pośród politycznych batalii.
Przyjazd Sofii
Martinez niejako zaburzył panujący tutaj spokój. Oczy, zapatrzonych w siebie mieszkańców, nagle skupiły się na nowej ofierze, która pojawiła się
niespodziewanie u bram ich miasta. Nowa postać nie tyle wzbudzała ciekawość co
złość, bowiem ład i porządek, nieprzerwanie tu panujący, został nieoczekiwanie
zburzony. Intruz wkroczył na ich obszar bez wcześniejszego alarmu, a to nie
mogło zostać zaakceptowane bez słowa krytyki.
Jej pojawienie
wzbudziło mieszane uczucia. Kobiety z zazdrością patrzyły na jej eleganckie,
dobrze skrojone kostiumy i drogie buty. Mężczyźni zaś podzielili się na trzy
obozy, gdzie jeden z nich pałał do niej niechęcią, drugiemu była obojętna, a
trzeci z kolei przedstawiał mężczyzn zafascynowanych nową kobietą w ich
mieścinie. Od dnia, w którym pojawiła się w tym przyzwoitym, ponurym miejscu
wzbudzała skrajne emocje, na czym niekoniecznie jej zależało.
Niemalże każdy
zainteresowany nią tubylec doskonale wiedział, gdzie robi zakupy i o której
porze; kiedy kończy pracę i z kim się po niej spotyka oraz co robi w większość
weekendów. Była obiektem niezdrowej, niemal uwłaczającej ciekawości, co nijak
nie pomagało jej w realizowaniu swoich planów. Odwrotu jednak już nie było i
musiała tu zostać. Przynajmniej na kilkanaście miesięcy.
Ludzie szybko
zauważyli, że jedyną osobą, którą zna w Normville jest Clarie Monstock i,
czując ogromną sympatię do dziewczyny, starali się delikatnie wybadać kim jest
owa Sofie i dlaczego ze wszystkich możliwych miast wybrała właśnie to. Jednak
szatynka uśmiechała się jedynie, mówiąc, że jej przyjaciółka potrzebowała odpoczynku od wielkiego miasta a ona, będąc
niezaprzeczalnie gościnną i nader dobroduszną, zaproponowała jej właśnie ich
wspaniałe Normville. Co poniektórzy doszukiwali się kłamstwa w jej słowach, ostatecznie
nikt nie ośmielił się powiedzieć tego na głos.
Co do samej Sofii,
nigdy nie okazywała swojej niechęci tutejszym mieszkańcom, ba!, z całej siły
starała się zetrzeć z siebie naklejkę z napisem świeżynka i udawać, że nie dostrzega wrogich spojrzeń i drwiących uśmiechów, kiedy nagle
gdzieś się pojawia. Za wszelką cenę próbowała współpracować z nieprzychylnością mieszkańców, a i często z samą władzą. Bez trudu jednak
dostała pracę w merostwie, a potem wynajęła jedno z droższych i lepszych mieszkań w tej
dziurze. Była pewna, że mimo wszystko doceniają jej talent i nie zwolnią tylko
dlatego, że się tu nie urodziła. Choć nie dałaby uciąć sobie za to dłoni. Po
raz pierwszy w swoim nie dość długim życiu przyszło jej spotkać ludzi tak
bardzo zamkniętych na otoczenie. O ile nigdy nie miała problemów z
porozumieniem się z daną grupą społeczną, tak teraz nie miała zielonego
pojęcia, jak dotrzeć do swoich nowych sąsiadów. Jej życie, tak cudowne i proste,
zostało w brutalny sposób odwrócone o sto osiemdziesiąt stopni i w tym momencie
nic nie mogła na to poradzić. Nawet pomoc Clarie była niczym przy wrogości i
niechęci środowiska. Tu była nikim; czyli kimś kim nigdy nie zamierzała być.
Cóż, myślała podczas chłodnych wieczorów, siedząc w wygodnym fotelu naprzeciw
okna z widokiem na morze, najwyraźniej musiała tu wylądować, by odpokutować za
wszystkie swoje grzechy, których lista wydawała się nie mieć końca. Z drugiej
zaś strony Normville dawało jej ten rodzaj bezpieczeństwa, którego w tym
momencie bardzo potrzebowała, a nawet i oczekiwała, więc po kilku tygodniach
zaprzestała żałośnie skamleć, powoli wdrażając się w bycie przeciętną
mieszkanką jakże przeciętnego miasteczka.
Dopiero siedząc w
pokoju przesłuchań i patrząc prosto w pałające gorącym gniewem oczy jednego z
policjantów, zrozumiała, jak ogromny błąd popełniła przyjeżdżając tu. Ta myśl
została jednak szybko zagłuszona donośnym, nieco chropowatym głosem, który z
przesadną wyższością oznajmił jej, że jest podejrzana o dokonanie zabójstwa. Surrealizm jej życia właśnie ją spoliczkował.
JEDEN
To był
ponury poranek. Deszcz siąpił z szarych chmur nisko zawieszonych nad Normville,
a mleczna, gęsta mgła spowiła każdą nędzną ulicę, zakrywając najbrudniejsze
kąty tego miejsca. Parszywa aura unosiła się dookoła, wysysając resztki
weekendowej energii. Poprzednie południe spędziła u Clarie, która ugotowawszy
całkiem niezły obiad, opowiedziała jej nieco o tutejszych ludziach, przekazując
tym samym najgorętsze plotki ze świata snobów. Kiedy skończyły plotkować,
obejrzały jakąś durną komedię, przy której piły przywiezione z Francji wino.
Sobota upływała im w przyjemny i relaksacyjny sposób. Na koniec posprzątały,
słuchając muzyki i śmiejąc się na głos. Nigdy nie przypuszczałaby, że nazajutrz
u progu jej drzwi pojawi się funkcjonariusz policji, informujący ją o
zabójstwie Clarie Monstock.
Patrzyła na niego niedowierzająco,
mając nadzieję, że za chwilę ten zaśmieje się, mówiąc, że to zwykły żart i że
szatynka przysyła go, by powiedzieć jej, że nie mogą się dziś spotkać. Kiedy
jednak jego wzrok pozostawał poważny i przeraźliwie pusty, zdała sobie sprawę,
że nie ma do czynienia z wynajętym aktorem i jej przyjaciółka, jedyna osoba,
która znała jej tajemnicę, nie żyje. Stojący przed nią mężczyzna stał się nagle
ogromną, różnobarwną plamą na czerwonej ścianie, potem poczuła jak rzęsisty
strumień łez spływa po jej policzkach, znikając dopiero w materiale szarej
podkoszulki. Chciała zapytać, co się stało, ale żaden z dźwięków nie chciał
wydobyć się z jej zaschniętego gardła. Stała w progu swych drzwi, żałośnie zanosząc się płaczem i nikt nie
starał się jej pomóc.
- Musimy wziąć panią na przesłuchanie.
- Powiedział, widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca, w
którym stanęli. - Bardzo mi przykro, ale musi pani z nami jechać. - Dodał,
licząc, że to coś zmieni. A kiedy i to nie pomogło, delikatnie objął ją
ramieniem, wprowadzając do mieszkania i usadawiając na kanapie w salonie.
Niewiele pamiętała z tamtego dnia.
Przed oczyma wciąż miała tego nieprzyjemnego policjanta, który dał jej dziesięć
minut na ochłonięcie, a potem zabrał na komisariat. Musiała złożyć obszerne
zeznania, przy których nikt nie zwracał uwagi na jej rozpacz po utracie kogoś
bliskiego. Po godzinie dali jej zimną kawę i piętnaście minut przerwy na
toaletę. Wypuścili ją po trzech godzinach, nie wyjaśniając do końca, co się
wydarzyło i gdzie w tym momencie znajduje się ciało Clarie. Właściwie nie
powiedzieli jej nic ponadto, że sprawia jest w toku i robią wszystko co w ich
mocy, by wyjaśnić zaistniałe okoliczności. Kiedy już wychodziła jakiś gbur z
plakietką komisarza głównego, rzucił, by nie opuszczała miasta, bo być może
będą mieć jeszcze jakieś pytania. Wtedy nie odczuwała złości; nie czuła
kompletnie nic. Łzy wciąż rosiły jej poróżowiałe od nadmiaru emocji policzki,
mieszając się z ogromnymi kroplami deszczu. Nie pamiętała, jak udało się jej
dotrzeć do domu. Wiedziała tylko, że dwa kolejne dni spędziła w tym samym fotelu
śmiejąc się i płacząc na zmianę, licząc, że Clarie pojawi się w jej drzwiach,
krzycząc: niespodzianka. Ku jej wielkiemu rozczarowaniu nie stało się tak.
Dopiero w środę ubrała się, zadzwoniła do pracy, że weźmie jeszcze dwa dni
urlopu, zjada śniadanie i poszła na policję, by dowiedzieć się, co tak naprawdę
wydarzyło się owego feralnego dnia. Przygotowała się na niechęć ze strony
funkcjonariuszy i ich pełne żałości spojrzenia. Była pewna, że dopnie swego,
choćby miało ją to wiele kosztować.
Ten ,,Trafny wybór" musi mieć w sobie coś specjalnego, bo ja też po jego przeczytaniu dostałam nagłej weny do stworzenia pewnej historii. Co prawda nie był to kryminał, raczej coś obyczajowo-psychologicznego, ale też się liczy :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie udało się kontynuować (chociaż właściwie kto wie, czy za jakiś czas nie powrócisz do tego opowiadania :P), bo bardzo lubię kryminały, a ostatnio trochę mi ich brakuje - albo muszę (nie) męczyć tzw. klasykę literatury, albo usiłuję przeprosić się z fantastyką (więc kryminał byłby miłą odmianą dla tej chwilowej monotonii).
Zawsze mam wrażenie, że policjanci w takich opowiadaniach są zupełnymi idiotami. Nie mówię tutaj oczywiście o świetnych detektywach, ale właśnie o takich historiach, w których na wpół ślepo oskarżają pierwszą osobę, która się nawinie, bo tak im wygodniej. Biedna Sofia... Chociaż nie, może za wcześnie na wyciąganie takich wniosków, bo ekhm, już raz zdarzyło mi się sparzyć. Czytam, czytam, przekonana, że morderca może być tylko jeden... po czym, bum - to nie on! Och, chwila, jak kto? Chcą mnie oszukać? Musiał jakoś inaczej to zrobić. Byłam nawet gotowa uznać, że dał się sklonować jak owieczka Dolly swego czasu, ale jednak nie... Po prostu mordercą był główny bohater, pełniący również funkcję narratora, który razem z innym człowieczkiem próbował rozwikłać zagadkę. I ufaj człowieku ludziom, a wyjdziesz na barana. Dlatego może lepiej nie zakładać czegoś z góry ;)
Pomarudziłam od rzeczy, więc mogę już zmykać :P Swoją drogą bardzo się cieszę, że będziesz tutaj wrzucać różnorakie fragmenty i inne rzeczy, bo zawsze bardzo miło po beznadziejnym dniu przysiąść i przeczytać coś, co wyszło spod twojej klawiatury.
Pozdrawiam <3
o kurcze, a co to za kryminał? Spotykałam się z takimi, gdzie najmniej podejrzewana osoba była perfidnym, udającym śpiączkę mordercą, ale z narracją taką się nie spotkałam. Trafy wybór faktycznie kryminałem nie jest, ale książki Rownling mają w sobie to coś, co sprawia, że chcę pisać, wylać z siebie zalegające pomysły.
UsuńOsobście jestem fanką kryminałów, thrillerów J.Ch. Grange przeczytałam niemal już wszystkie jego powieści i wiąż się zachwycam, ale trudno mi się nim zainspirować, bo wiem, że nidy nie dosięgnę ideału. A jego 'czarna linia' jest numerem jeden w mojej małej biblioteczce.
Ciekawe czy zawsze będzie tak miło :D Niemniej jednak bardzo dziękuję, wspaniale jest przeczytać po trudnym, męczącym dniu cos, co utwierdza w przekonaniu, że warto pisać :)
Pozdrawiam!
To było coś pani Christie... Jejku, skleroza jednak może człowieka zupełnie obezwładnić... Hmm, ten narrator-zabójca był lekarzem, ale to nie miało związku z tytułem. O, wiem - "Zabójstwo Rogera Ackroyda". Yep, to było to :D
OdpowiedzUsuńposzukam ;-) Dzisiaj znalazłam 'Morderstwo" Simenona i myślałam, że to może o tą ksizkę Ci chodziło, ale jednak nie :D
UsuńWhat, to jest dobre! Lubię takie rzeczy. Jakaś śmierć, jakaś tajemnica i teraz szukanie jak było naprawdę. Nie no, musisz to pisać dalej, bez żadnego gadania o braku weny i balablala, ma być nowa notka. :D Gorąc nie pozwala mi myśleć o dłuższym komentarzu. ;C
OdpowiedzUsuńten upał zabija całą ochotę na pisanie, więc rozumiem :D
UsuńNa prozno liczyć kontynuacji tego opowiadania. naprawdę, to już rozdział kompletnie zamknięty w mojej twórczości, ale mam pewien fragment (czegoś innego), który napewno Ci się spodoba i może to kiedyś będę kontynuować, więc nic stracone w krymnałach :D
Kurcze, w moich folderach zalega dużo starych pomysłów, też kiedyś miałam bloga ze starociami, ale że jestem bardzo krytyczna wobec siebie, to próbowałam jakoś udoskonalić te starocie, odnowić, a później skończyło się tym, że ponownie porzucałam te pomysły. W zasadzie tylko z Fabryką dziur mi wyszło, ale to się okazało zupełnie inną historią niż było na początku. Ale ja jestem dziwna i mnie się nie podoba to, co pisałam kiedyś, więc blog ze starymi tekstami nie ma racji bytu XD Niech czasami z tym blogiem nie będzie tak samo! :D W każdym razie rozumiem o co chodzi z tą potrzebą wyrzucenia czegoś na światło dzienne :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sam teks, mnie się bardzo przyjemnie czytało, zresztą już na drugim blogu to zauważyłam, więc jak najbardziej wpadnę na kolejne części, chociaż czasami może być trochę smutno, że coś nie doczeka się kontynuacji. Początek tej historii podobała mi się, taka zamknięta społeczność to dosyć ciekawy motyw, także jeśli zechcesz kontynuować, to będzie bardzo fajnie ;> Ja bym się pisania kryminału nie podjęła, po pierwsze zmysł detektywistyczny jest u mnie znikomy, a po drugie budując fabułę wszystko trzeba mieć ułożone od A do Z. To chyba zbyt trudne zadanie jak dla mnie :P
Pozdrawiam i czekam na kolejny fragment! :D
Faktycznie, w prologu widać trochę "Trafnego wyboru", jednak to w moim odczuzciu plus, gdyż uwielbiam tę książkę :) (a na HP się wychowałam) - pewna zaściankowość ludzi z miasteczka jest aż nazbyt uwidoczniona. Jednak jest też sporo nowośći. Zdziwiło mnie np. że tak szybko pojawi się tutaj morderstwo.dopiero co poznaliśmy imię i nazwisko głównej bohaterki,która pojawiła się niewiadomoskąd w nieznanej nikomu mieścinie, a już zabita zoistaje jej najlepsza przyjaciółka (do kórje pewnie sporo osób musiało czuć niechęć, gdy nie chciała zdradzić im sekretów Sofii)... Ciężka sprawa, z poewnością główny temat dla wszystkich mieszkanców... trochę szjkoda, że tak szybko urwane, gdyż opowiadanie ma potencjał. Może nieco za szybko przebrnęłas przez szok Sofii i trochę dziwne było to, że najpierw napisałąś, że nie czuła nic, a zdnaie później -0 że kłębiło się w niej od emocji - ogólnie jednak ładnie zakreśliłaś realia miasteczka i życia w nim; podobało mi się. zapraszam do mnie na dwa blogi z opwiadaniami: zapiski-condawiramurs.blogspot.com oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń